(Nie)zapomniani bohaterowie Mistrzostw Świata
Dżentelmen
Wrzesień 1989 roku zapisał się w historii jako wyjątkowo tragiczny dla futbolu. W wypadkach samochodowych zginęli dwaj wybitni piłkarze: Kazimierz Deyna w San Diego i Gaetano Scirea w Babsku. Polak nie miał jeszcze 42 lat, Włoch był o sześć lat młodszy. Choć przedwcześnie odeszli, to ich legendy przetrwały.
W niedzielę 3 września 1989 roku na trasie z Warszawy do Katowic doszło do tragicznego wypadku. Zginęli: tłumaczka Barbara Januszkiewicz, kierowca Henryk Pająk oraz były reprezentant w piłce nożnej, a potem drugi trener Juventus Turyn – Gaetano Scirea. Przybył do Polski na kilka dni, by obejrzeć w akcji grę Górnika Zabrze, najbliższego rywala Juventusu w Pucharze UEFA.
Śmierć w płomieniach
Tyle głosił suchy komunikat PAP (Polskiej Agencji Prasowej), natomiast okoliczności i szczegóły śmierci tych trojga ludzi były straszne. Nie doszłoby do całej tragedii, gdyby nie lekkomyślność wiozącego polsko-włoską delegację kierowca Fiata 126p.Nie zachował ostrożności na szosie, na której trwały roboty drogowe i niebezpieczne wyprzedzał. Wjechał pod nadjeżdżającego z przeciwka tira. Zderzenie było silne, ale prawdopodobnie wszyscy by przeżyli, gdyby w momencie wypadku nie wybuchły cztery kanistry z benzyną i na domiar złego nie zablokowało się troje z czworga drzwi. Uratował się tylko jadący w feralny aucie działacz Górnika, którego drzwi pozostały sprawne. Pozostali spłonęli żywcem. Po ugaszeniu pożaru, policja potrzebowała kilkunastu godzin, aby zidentyfikować ofiary wypadku.
Nie mogąc pogodzić się z przedwczesną i okrutną śmiercią ukochanego syna Gaetano, kilka dni później na zawał serca zmarł jego ojciec. Żona piłkarza do dziś nie związała się z nikim innym. Bardzo mocno przeżył tę śmierć Dino Zoff – wtedy pierwszy szkoleniowiec Juventusu. On zawsze powtarzał, że nie znalazł i nigdy nie znajdzie drugiego tak wspaniałego przyjaciela, z którym zrozumiał się bez słów (obaj zresztą znani byli z małomówności ).
Scirea został pochowany w grobowcu rodziny żony, około stu kilometrów od Turynu, w niewielkim położonym na wzgórzu miasteczku Marsasco. Pamięć słynnego piłkarza została uczczona poprzez nazwanie jego imieniem centrum prasowego mistrzostw świata w 1990 roku. Także trybuna, na której zasiadają na Stadio delle Alpi najwierniejsi i najgłośniej dopingujący kibice Juve, nosi nazwę Gaetano Scirea.
Do dziś powstało o nim kilka książek, na jego cześć co roku jest rozgrywany turniej dla młodzież i akurat dla niej tragicznie zmarły piłkarz niezmiennie stanowi wyjątkowy wzór do naśladowania.
14 lat w Juve
Urodził się 25 maja 1953 roku w Cernusco su Naviglio, miasteczku położonym w pobliżu Mediolanu. Włoskim zwyczajem pierwsze treningi odbył i pierwsze mecze rozegrał w parafialnych klubach, ale dość szybko został wyłowiony przez poszukiwaczy talentów Atalanty Bergamo. W juniorach zazwyczaj występował jako napastnik lub prawoskrzydłowy, dopiero kiedy wszedł w wiek seniora trenerzy dostrzegli, że jednak jest stworzony do innych celów niż strzelanie goli. Scirea został środkowym obrońcą, a z czasem kimś znacznie ważniejszym – bo jednym z największych w historii futbolu libero.
W Serie A zadebiutował 24 września 1972 roku, Atlanta grała z Cagliari i z Sardynii przywiozła bezbramkowy remis. Później jednak znacznie częściej przegrywała i ostatecznie spadłą do drugiej ligi. Scirea jeszcze prze rok pozostał w Bergamo i do Serie A powrócił jako zawodnik Juventusu, który wykupił go z Atalanty. Był rok 1974 i ze Starą Damą z Turynu związał się na długich czternaście lat, czyli do końca piłkarskiej kariery. Zdobył wiele trofeów, aż siedem razy był mistrzem Italii.
Jego styl gry każdemu musiał przypaść do gustu. Chętnie włączał się do akcji ofensywnych, nie zapominając przy tym o podstawowych obowiązkach. Z gry obronnej uczynił sztukę. Poruszał się po boisku z niezwykłą elegancją ,interweniował skutecznie oraz zgodnie z przepisami. Stał się synonimem gry fair – kiedy brutal Klaudio Gentile był wcielonym diabłem to on uchodził za anioła i wielkiego dżentelmena. Ani razu w całej karierze, na którą złożyło się ponad 650 oficjalnych meczów, nie otrzymał czerwonej kartki, zawsze szanował rywali oraz sędziów i sam był niezwykle szanowany. Później w nieco podobny sposób grał Franco Baresi. Innym obrońcą, którego włosy tifosi równie mocno pokochali i cenili jest Paolo Maldini.
50 z Polską
Pojechał na trzy finały mistrzostw świata. Na pierwsze w Argentynie – niecałe trzy lata po reprezentacyjnym debiucie (30.12.1975 Włoch – Grecja 3:2). Podopieczni Enzo Bearzota na pewno nie zawiedli, dotarli do strefy medalowej i w meczu o trzecie miejsce ulegli 1:2 Brazylii. Scirea wystąpił we wszystkich odbyły się mistrzostwa Europy, które organizowali. Ostatnim dla nich sprawdzianem przed Euro ’80 był towarzyski mecz z Polską. Na Stadio Komunale w Turynie padł remis 2:2, a Scirea w 24 minucie strzelił pierwszego gola dla drużyny narodowej (drugiego i ostatniego wbił Greką w grudniu tego samego roku). Natomiast sam turniej Azzurri znów zakończyli tuż za podium.
Na początek Espana ’82 Włosi zmierzyli się z biało-czerwonymi. Dla Scieri był to o tyle ważny, że 50 występ w narodowej koszulce. Na Estadio Balaidos w Vigo gole nie padły, jedni z faworytów turnieju nie potrafili również wygrać z Peru oraz Kamerunem i w słabym stylu awansowali do najlepszej dwunastki. I dopiero od tego momentu rozpoczął się wielki popis. Pokonali Argentynę z Diego Maradoną i Mario Kempesem w składzie, a następnie okazali się nieznacznie lepsi od szalenie widowiskowo grającej Brazylii. Na fali entuzjazmu drużyna Bearzota, której kapitanem był ponad czterdziestoletni Dino Zoff, nadspodziewanie łatwo pokonała Polskę i w finale nie dała szans RFN. Scirea zaliczył kolejnych siedem świetnych spotkań i został wybrany do najlepszej jedenastki mistrzostw.
Kapitan na pożegnanie
Cztery lata później obrońcy tytułu zawiedli na całej linii. Nie bez kłopotów wyszli z grupy, gdzie za rywali mieli Bułgarię, Argentynę i Koreę Południową, ale już w 1/8 finału nie sprostali Francji. Cztery ostatnie mecze w reprezentacji Włoch Scirea zaliczył jako kapitan. W barwach Juventusu ostatni raz wybiegł na boisko 17 czerwca 1986 roku. Zaraz potem zaczął przygotowywać się do zawodu trenera. Na pierwszą wielką szansę czekał tylko dwa lata. Ówczesny prezydent klubu Giampiero Boniperti wpadł na pomysł aby powierzyć odpowiedzialność za wyniki zespołu duetowi Zoff-Scirea. Zły los chciał, że ich trenerska współpraca przetrwałą nieco ponad rok.
Kim był dziś, gdyby żył? Prawdopodobnie trenerem z sukcesami. Wróżono mu to. Wszyscy, którzy z nim grali lub się tylko zetknęli, twierdzili, że miał charyzmę, która sprawiała, że był liderem. Nie potrzebował dużo mówić, żeby wszyscy go słuchali. Poza tym był wielkim strategiem, miał dar przewidywania boiskowych wydarzeń.
Z drużyn, która w 1982 roku zdobyła złoto właściwie tylko Zoffowi udało się zrobić trenerską karierę. Pracował przecież w Juventusie i Lazio, a przede wszystkim poprowadził reprezentację Włoch do wicemistrzostwa Europy w 2000 roku. Pozostali albo nigdy nie usiedli na trenerskiej ławce, albo – mimo że są panami już po pięćdziesiątce – ciągle próbują w tym niełatwym zawodzie wypłynąć na szersze wody. Dotyczy to Claudio Gentile, Francesco Grazianiego, Antonio Cabriniego, Marco Tardellego i Bruno Contiego, Scirea mógł być z nich wszystkich najlepszy.
Autor: Tomasz Lipiński
Wyszukał: Włoski
Źródło: Piłka Nożna Plus 2/2006