Ostatnie dni Juventusu?
Klub, który zdominował włoską scenę piłkarską walczy o siódmy z rzędu tytuł. Jednocześnie trwa jego walka z upływającym czasem.
Poprzedniego wieczoru, zanim Juventus starł się z buntowniczym Napoli w walce o siódme kolejne mistrzostwo Włoch, grupa starszych mężczyzn siedziała na zapleczu Ristorante da Angelino i śmiała się. Ich śmiech niósł się do sąsiedniej sali, ich radość była wręcz zaraźliwa. W końcu nikt nie docenia sobotnich wieczorów tak bardzo, jak ci, których pula sobót powoli się wyczerpuje. W Turynie nadszedł czas przetrwania i nostalgii. Syn właściciela restauracji, Mauro Falvo, obsłużył kilka ostatnich stolików i pociągnął łyk mocnej kawy z małej filiżanki. To on wykonuje teraz gros pracy w restauracji.
Z okien rozpościera się widok na ciemne wody Padu. Zdjęcia dawnych gwiazd Juventusu konkurują o przestrzeń na ścianach z rysunkami klasycznych modeli Fiata, samochodowego giganta założonego właśnie w Turynie. Dzieciaki proszą rodziców o pozwolenie na odejście od stołu, by móc popatrzeć szeroko otwartymi oczami na szaliki i koszulki z autografami piłkarzy. Zresztą dorośli też się na nie gapią. Siedzący w rogu ojciec pokazuje swoim dwóm synom starą fotografię i opowiada historie o zespole, którego lata świetności minęły na dekady przed urodzeniem chłopców. Ta restauracja to miejsce silnie związane z Juventusem. Pojawiali się w niej piłkarze kolejnych generacji. Zinedine Zidane jadał tu niemal codziennie. Drużyna przywiozła tu nawet Puchar Mistrzów, by wspólnie cieszyć się ze zwycięstwa. To wszystko dawne dzieje. Falvo spogląda na oprawione w ramkę zdjęcie zespołu (sezon 1995/1996) z wielkim srebrnym pucharem i bez chwili wahania recytuje nazwiska piłkarzy. Sława niektórych wciąż jest żywa, jednak większość nazwisk powoli ulatuje z pamięci. Mauro macha ręką, jakby chciał spytać, gdzie podziały się tamte czasy.
“To było dwadzieścia dwa lata temu ” – mówi.
Obecny zespół pod wodzą takich gwiazd, jak Gigi Buffon czy Giorgio Chiellini zdobył sześć kolejnych tytułów Mistrza Włoch. To absolutny rekord kraju. Chiellini to typ obrońcy-wojownika, który udane interwencje celebruje gestem zaciśniętej pięści. Buffon to kapitan zarówno Juventusu, jak i reprezentacji Włoch, zdobywca Pucharu Świata i jeden z najlepszych bramkarzy, jacy występowali w którejkolwiek z profesjonalnych lig. Razem z powoli odsianą grupą gwiazd, Chiellini i Buffon zdecydowali się pozostać w Juve, gdy to po skandalu korupcyjnym zostało relegowane do Serie B. Wrócili razem z klubem na najwyższy poziom rozgrywek i stali się współtwórcami najlepszego okresu w historii włoskiej piłki. Jednocześnie Liga Mistrzów była pasmem rozczarowań.
Ostatnie miało miejsce dwa tygodnie temu. Bianconeri startowali do rewanżowego meczu z Realem Madryt mając do odrobienia wynik 3:0 z pierwszego spotkania. Juventus dokonał jednak cudu. Strzelił trzy bramki i zachował czyste konto aż do ostatnich minut, gdy w doliczonym czasie gry sędzia Michael Oliver odgwizdał rzut karny i wyrzucił z boiska Buffona, który dotknął arbitra protestując przeciw jego decyzji. Po meczu Buffon, wściekły na sędziego, wyrzucił z siebie serię bon motów, które przez lata będą powtarzane w Italii. Powiedział, że sędzia zamiast serca ma w piersi kubeł na śmieci, że jego miejsce jest na trybunach, gdzie razem z żoną popijałby sok i zajadał się frytkami. W sezonie, który wszyscy uważają za ostatni w jego karierze, Buffon został już pozbawiony okazji by chociażby wystąpić na mistrzostwach świata. Jego Italia nie zakwalifikowała się do rozgrywek. Teraz zobaczył jak jego sen o wygraniu Ligi Mistrzów dobiega końca. Tylko tytuł ligowy pozostał, jeśli chce opuścić Juventus jako mistrz.
Falvo usiadł za kontuarem działającej od czterdziestu lat restauracji i przyjął pieniądze od kilku ostatnich gości. Jak mówi, parę lat temu Juventus przeniósł swoje centrum treningowe pod miasto i młodzi piłkarze przestali się u niego stołować. Z obecnego składu jedynie Buffon zachodzi od czasu do czasu.
Jeden z klientów kierując się w stronę drzwi, krzyczy: “Juve! “
“Zawsze ” – odpowiada Falvo głosem człowieka, który wie, że nic nie jest wieczne.
Gdy będziecie czytać ten felieton, mój samolot będzie już w powietrzu, oddalając się od świateł dziwnego turyńskiego snu. To nie jest wielce oryginalny pomysł, ale prawdziwy – jeśli chcesz dowiedzieć się, jak żyli starożytni Rzymianie, jedź do Rzymu; jeśli interesują cię czasy Medyceuszy, odwiedź Florencję, ale jeśli interesuje cię, jak Włosi żyją dzisiaj, jak wyglądają ich radości i zmagania w czasie teraźniejszym – pojedź do Turynu. Ja przyjechałem tu, by zobaczyć Juventus póki drużyna wciąż jest razem, walcząc o scudetto z wielkim Buffonem na bramce. Jeżeli tylko możesz wsiadaj od razu w samolot, bo czas ucieka. Najprawdopodobniej został już tylko miesiąc. Motto Juventusu nigdy nie wydawało się tak bardzo na miejscu: Fino alla fine . Aż do gorzkiego końca.
“Nikt i nic nie jest wieczne ” – powiedział ostatnio Buffon.
Turyn świetnie sobie radzi z przekazywaniem tej prawdy. Robi to może nawet efektywniej niż niegdyś szło mu z produkcją milionów samochodów. Przywiozłem ze sobą książkę, włoską powieść, której akcja dzieje się w Turynie. Nie mogę oderwać się od pierwszego akapitu wstępu. “W odległym kącie północno-zachodnich Włoch, ściśnięty gorsetem przemysłowej mgły, otoczony półksiężycem wyszczerbionych Alp tkwi Turyn, majestatyczna nekropolia miasta. Barokowe pałace, zacienione neoklasycystyczne arkady, międzywojenne pomniki i rozmaite statuy z brązu przypominają o historii miasta, pierwszej stolicy nowoczesnych Włoch, a w zasłoniętych mgłą wcześniejszych czasach Królestwa Sabaudii. To miasto-muzeum, słynące ze swojego całunu, napoleońskich skarbów wyciągniętych z egipskich grobowców, ulic na których Nietzsche przechodził tragiczne załamanie nerwowe. Tak, na pierwszy rzut oka to spokojne miasto-muzeum, jednak muzea rzadko kiedy obywają się bez zapachu śmierci, czy jak w przypadku Turynu, posmaku Armageddonu. Przez swoich tolerancyjnych sąsiadów nazywany miastem czarnej magii, Turyn od dawna cieszy się opinią miejsca przyciągającego niesamowite i niepokojące zjawiska. W centrum miasta wciąż można znaleźć liczne księgarnie sprzedające podręczniki do czarnoksięstwa, kompendia satanizmu, miesięczniki o UFO i wyznania domniemanych byłych iluminatów. Spacerując wzdłuż Padu, co i rusz natkniesz się na mosty wysmarowane graffiti przestrzegającym przed apokalipsą .
Następnego dnia przekraczam Pad usiłując zabić dziewięć godzin, jakie zostało do pierwszego gwizdka. Mijam graffiti zapowiadające koniec świata i ponowne nadejście Jezusa. Wreszcie siadam przy stoliku w cieniu starego kościoła, gdzie spotykam się z moim tłumaczem Paolo i miejscowym profesorem nazwiskiem Carlo Alberto Dondona
Carlo zamawia Punt e Mes .
Kelnerka patrzy na niego martwym wzrokiem. W końcu Carlo tłumaczy jej o co chodzi i dziewczyna biegnie, by przynieść nam trzy kieliszki. Profesor wygląda na zbulwersowanego. Punt e Mes to tradycyjny turyński wermut, a sam Turyn to ojczyzna wermutów. Nic nie wydaje się tu bardziej na miejscu niż szklaneczka Negroni wypita na którymś ze starych miejskich placów. Pamiętam, że któregoś popołudnia zdarzyło mi się sączyć drinka, a niewidzialne głośniki akompaniowały mi głosem Pavarottiego, śpiewającego Nessun Dorma . Dźwięki zdawały się szybować nad placem. Przez wiele pokoleń żaden obiad, żadna kolacja, a nawet żadne odświętne śniadanie nie mogło się obyć bez łyka wermutu. Jak wiele rzeczy, także i to odchodzi w niepamięć.
Dondona potrząsa głową.
“Złe czasy nadeszły ” – śmieje się. “Świat się zmienia, a my musimy temu sprostać “
Moi towarzysze to specyficzna para. Jeden z nich analizuje trendy ekonomiczne, drugi nimi żyje. Dondona to badacz, Paolo jest dziennikarzem, lecz jego ojciec lata temu przyjechał do Turynu z południa Włoch by pracować dla Fiata. Paolo i jego rodzina myślą o sobie jako o imigrantach, tak głęboki jest podział pomiędzy dwiema połówkami Italii. W szczytowym okresie rozwoju Fiata ponad 500 000 osób sprowadziło się z Południa na Północ. Juventus część swojej ogólnonarodowej popularności zawdzięcza właśnie temu, że był symbolem postępu i szansy, jaką oferowały turyńskie fabryki. Biorąc pod uwagę, że Juve również należy do rodziny Agnellich, klub i buchające dymem kominy były postrzegane jako nierozerwalnie ze sobą związane. Podczas gdy inne włoskie zespoły reprezentują gorączkowy, plemienny patriotyzm dawnych miast-państw, Juventus był ambasadorem włoskiej rewolucji przemysłowej. Dawał nadzieję na nowy dominujący styl życia.
Połowa Włoch kocha tę drużynę. Druga jej nienawidzi.
“Zupełnie jak tydzień temu w Madrycie “-podkreśla Dondona. “
Połowa Włoch była zachwycona. Dlaczego? Bo reprezentują potęgę. Juventus jest postrzegany jako ci szczęściarze, normalnie to oni dostaliby w prezencie rzut karny w końcówce meczu “.
Nasz alkohol dociera w ciężkich, kryształowych kieliszkach. Napój jest jednocześnie gorzkawy i odświeżający, z posmakiem pomarańczy. Rozmawiamy o mieście, które próbuje odnaleźć swoja drogę, przechodzi przez końcowe stadia spirali dobrze znanej każdemu, kto dwie dekady temu mieszkał w amerykańskim Pasie Rdzy. Wielka fabryka Fiata zlokalizowana zaraz za rogatkami dawała niegdyś zatrudnienie 70 000 osobom. Teraz, jeśli wierzyć Dondonie, zostało ich siedem tysięcy. Pracują przy produkcji Alfa Romeo i Maserati. Żaden Fiat nie jest już produkowany w Turynie, popularna “500” powstaje w Polsce. Wielkimi krokami zbliża się dzień, gdy w Turynie nie będzie już żadnego przemysłu.
Paolo i Carlo trzymają dziś kciuki za Napoli. Chcieliby zobaczyć, jak drużyna skazana na porażkę zrzuca z fotela lidera najbogatszy we Włoszech Juventus. Na co dzień obaj kibicują Torino, jak zresztą większość mieszkańców stolicy Piemontu. Obaj znają dobre i złe strony wiązania swojej przyszłości z przemysłem. Właściciele Fiata, Agnelli, są tu nazywani po prostu “Rodziną”. Kiedy patriarcha rodu zmarł w 2003 roku, lwia część mieszkańców pojawiła się by oddać mu hołd. Ich żałoba nie dotyczyła jedynie zmarłego, ale także obietnic jakie symbolizował dla pokolenia ich ojców. Agnelli nadal są właścicielami klubu, choć ich fabryki w większej części stoją puste. “Zachowali Juventus, by przykryć swoją ucieczkę z Turynu. Po to pompują środki w drużynę ” – twierdzi Dondona.
Są rzeczy, których nie mógłby zrozumieć Michael Oliver, a których świadomy był Buffon, nawet w swoim momencie szaleństwa w Madrycie. Anglik oceniał jeden moment w trakcie jednego spotkania, podczas gdy Buffon walczył o całe swoje zawodowe życie, o drużynę, której przewodził przez wszystkie te lata, a także o coś większego i trudnego do wyrażenia słowami. Nawet ludzie, którzy nienawidzą Juventusu – czy to dlatego, że uważają, iż Juve spija całą śmietankę, czy to dlatego, że mają Starą Damę za finansowego tyrana – nawet oni dostrzegają i doceniają walkę toczoną przez Buffona. Jednak na włoskim podwórku to Napoli, które wydaje znacznie mniej, daje radę pokazywać nowoczesny, ekscytujący futbol. Stara Dama dominowała przez wiele lat, lecz nikt i nic nie trwa wiecznie.
Na parkingu przed stadionem w kolejce ustawiły się autobusy, którymi zjeżdżają się fani z całych Włoch. Powietrze pachnie kiełbaskami, grillowaną cebulą i papryką. Na stadionie puszczana przed meczem kompilacja pokazuje wielkie gwiazdy, jakie przez dekady występowały w biało-czarnych koszulkach. Niektóre z nich ukazane są w trakcie kłótni z arbitrem. Gdy drużyna wchodzi na boisko olbrzymie głośniki rozbrzmiewają rytmem Thunderstruck AC/DC i nawet komentator z Neapolu przytupuje do taktu.
Melodia jest zaraźliwa i pełna nadziei.
Nagle, w pierwszych minutach meczu Chiellini upada kontuzjowany, by po chwili opuścić boisko na dobre. Napoli atakuje, podczas gdy Juventus usiłuje stworzyć sobie jakąś okazję, czy choćby znaleźć właściwy rytm gry. Licznik stanął na 0:0. Buffon sam jeden utrzymuje drużynę w grze, zalicza trzy piękne parady, ostatnią na dziewięćdziesiąt sekund przed końcem meczu, kiedy to wyciąga się by odbić piłkę po swojej lewej stronie. Juventus był tak blisko. Wygrana, czy nawet remis dałyby im stanowczą kontrolę w Serie A. Przegrana postawi ich o punkt od rywala, z czterema meczami do rozegrania, w tym wyjazdami na trudny teren Romy i Interu. Napoli ustawia się do wykonania rzutu rożnego, do końca spotkania pozostało mniej niż minuta. Piłka wysokim łukiem wpada w grupkę piłkarzy, skąd Kalidou Koulibaly głową posyła ją obok Buffona. Trzy razy w tym meczu ratował drużynę. Za czwartym się nie udało.
Świat zatrzymał się na chwilę, gdy obie grupy kibiców zamarły zaskoczone. Potem po jednej stronie nastąpiła eksplozja radości i ulgi, podczas gdy po drugiej pojawiła się wściekłość i narastająca rezygnacja. Na trybunie prasowej dziennikarze związani z Napoli potracili głowy, skakali z radości i obejmowali się. Kibice Juventusu zamilkli i po trzech minutach doliczonego czasu mecz zakończył się w ciszy. Nie można się było jednak oprzeć wrażeniu, że coś więcej dobiega końca. Napoli ma cztery mecze w zapasie i szansę, by wreszcie wysadzić Starą Damę z mistrzowskiego siodła.
Cała drużyna Juventusu udała się prosto do szatni. Poza jednym piłkarzem.
Buffon został.
Podszedł do świętujących zwycięstwo zawodników Napoli, którzy zgromadzili się prze północno-wschodnim narożniku boiska, aby pozdrowić swoich głośnych, uszczęśliwionych fanów. Następnie podał rękę i uścisnął wszystkich przeciwników, jednego po drugim, gratulując im wygranej. Dopiero wtedy ruszył samotnie w stronę tunelu, człowiek tak bardzo z innej epoki, aż w końcu zniknął z pola widzenia.
Autor: Wright ThompsonTłumaczenie: dhoine Źródło: ESPN, 23.04.2018