Sensacja XX wieku


Mimo szumnych zapowiedzi na starcie sezonu nikt Juventusowi nie podskoczył i już po 34 kolejce turyńczycy odbierali gratulacje za mistrzostwo Włoch. Ot, stało się to, co się miało stać. Zupełnie inaczej niż 30 lat temu…

12 maja minęła okrągła rocznica największej sensacji w historii Serie A. Także wtedy, a jakże, dyżurnym faworytem byli Bianconeri z Michelem Platinim i Zbigniewem Bońkiem oraz czterema mistrzami świata z 1982 roku w składzie. Jednak w lidze od początku im nie szło, niepowodzenia na krajowym podwórku rekompensowali sobie w Pucharze Europy, gdzie przeskakiwali przez każdą przeszkodę. Bezradni okazali się tylko wobec chuliganów z Liverpoolu, którzy doprowadzili do tragedii na Heysel.

PAROWOZY

Tymczasem w Italii nastały rządy prowincji. Kolejkę przed zakończeniem rozgrywek tytuł zapewnił sobie Hellas Verona. Po remisie w Bergamo z Atalantą jeden z piłkarzy mistrzowskiej drużyny Domenico Volpati powiedział: “Znaczenie tego, czego dokonaliśmy, zrozumiemy dopiero po latach“.

Spróbujmy więc zrozumieć, co się wtedy wydarzyło. Po awansie w 1982 roku Verona trzeci sezon rywalizowała z najlepszymi. Już w roli beniaminka, do którego po turnieju w Hiszpanii trafił Władysław Żmuda, ale z powodu kontuzji wystąpił tylko w dwóch spotkaniach, zaskoczyła wszystkich. Zameldowała się tuż za podium i zdobyła przepustkę do europejskich pucharów. Przy okazji zawojowała Puchar Włoch, w którego finale zmierzyła się z Juventusem. W obowiązującym wówczas dwumeczu, w Weronie wygrała 2:0, w Turynie po dogrywce przegrała 0:3. Z piłkarzy, którzy później zapisali się w historii klubu złotymi zgłoskami, już wtedy grali Claudio Garella, Antonio Di Gennaro, Pietro Fanna, Luciano Marangon, Luigi Sacchetti, Roberto Tricella i Domenico Volpati, a trenerem był Osvaldo Bagnoli. Mózg całego rozłożonego na kilka lat przedsięwzięcia. Przejął zespół w drugiej lidze po sezonie o mało co zakończonym degradacją do trzeciej. Szybko poderwał drużynę do lotu do Serie A, a w niej najpierw do czwartego, później szóstego miejsca i dwóch z rzędu finałów Coppa Italia.

Dwa sezony, w których wymierne sukcesy przeszły koło nosa, dały mu do myślenia i zaostrzyły apetyt. Miał zgrany kolektyw i zespół o silnym kręgosłupie, ale do zrobienia kolejnego kroku naprzód brakowało mu prawdziwych gwiazd. Piłkarzy z umiejętnościami, nazwiskiem i charyzmą. Wybór padł na Hansa Petera Briegla i Prebena Elkjaera Larsena. Z dzisiejszej perspektywy można napisać, że Niemiec i Duńczyk wyprzedzili epokę, w której zaistnieli, bo to nie byli piłkarze, lecz atleci. Wytrzymali i szybcy, prawie jak dziesięcioboiści. Parowozy, które wciągnęły resztę na sani szczyt.

ZGASZONY MARADONA

Bagnoli uwolnił Briegla z kajdan lewego obrońcy. Pozwolił mu grać w pomocy, najczęściej przed stoperami, co z jednej strony pozwalało mu na wycieczki do przodu, z czego zrodziło się kilka bramek, z drugiej – skazywało go na opiekę nad fantasistą drużyny przeciwnej. I już w debiucie przypadł mu rywal nie byle jaki. Na inaugurację sezonu Verona podejmowała Napoli z Diego Maradoną, rozgrywającym pierwszy mecz w lidze włoskiej. Na kupionego z Barcelony Argentyńczyka skierowane były wszystkie światła, które Briegel zgasił. Nie tylko wyłączył go z gry, ale też strzelił pierwszego gola i gospodarze wygrali 3:1.

Na stuprocentowym profesjonaliście Brieglu zawsze można było polegać. Natomiast Larsena należało pilnować. Lubił się zabawić, o jego nocnym życiu, skłonnościach do mocniejszych trunków i kobiet krążyły legendy, miał też zwyczaj pójścia na papierosa w przerwie meczu. Jednak jeśli na te wszystkie grzechy przymknęło się oko, to Duńczyk odpłacał wspaniałą grą. Był nie do zatrzymania: tak szybki i tak przebojowy. Poza tym nieobliczalny, na przykład zdarzyło mu się wbić gola Juventusowi gołą stopą, ponieważ wcześniej zgubił but. Głównie dzięki niemu gra Verony stała się najszybsza w całej lidze. Nikt tak skutecznie nie wyprowadzał kontr jak podopieczni Bagnolego, choć krzywdzącym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że schemat opierał się na długim podaniu od stopera do jednego z napastników, który załatwiał resztę.

POZOSTAŁ TONI

W bramce stał Garella, który w roli numeru 1 przyczynił się też do scudetto dla Napoli w 1987 roku. Przed nim biegał kapitan Tricella, a jego niektórzy stawiali na równi z Franco Baresim i Gaetano Scireą, zresztą do Juventusu w końcu trafił. Łysy pomocnik Piętro Fanna też na jednym tytule nie poprzestał i swoją kolekcję powiększył po transferze do Interu, rozgrywający Antonio Di Gennaro i napastnik Giuseppe Galderisi trafili do reprezentacji kraju i pojechali na mistrzostwa świata w 1986 roku. Na tę drużynę w sezonie 1984/1985 znalazło się tylko dwóch mocnych, z 30 meczów przegrała dwa: z Avellino w 15 kolejce i z Torino w 25 kolejce. Na mecie o cztery punkty wyprzedziła Torino i o pięć Inter. Broniący tytułu Juventus zjechał na szóste miejsce.

Kopciuszkowi z Verony się kibicowało i na jego mecze tłumnie chodziło. Średnia frekwencja na stadionie Marcantonio Bentegodi przekroczyła 40 tysięcy. Dużo, ale to nic w porównaniu z szaleństwem w Neapolu, gdzie Maradona przyciągał przeciętnie 77,5 tysiąca. Ci, którzy lubią spiskową i teorię dziejów, a takich we Włoszech nie brakuje, przyczyn sensacyjnego triumfu drużyny z prowincji wcale nie upatrują w klasie Larsena i Briegla, w mądrości Bagnolego i wyrównanym składzie, ale w sędziach. To był ostatni sezon, w którym do każdego meczu ich losowano, zdawano się więc na przypadek, a nie przydzielano według uznania szefa wszystkich sędziów.

15 – tyle meczów wygrała Verona w mistrzowskim sezonie, 13 zremisowała i 2 przegrała.

Minęło 30 lat, pozostały piękne wspomnienia, które zamieniły się w legendę o wyjątkowej drużynie. Teraźniejszość w Weronie skrzeczy. Kibicom do pełni szczęścia musi wystarczyć utrzymanie w Serie A, zaś jedynym łącznikiem z czasami, kiedy udawało się pomieszać szyki najlepszym i najbogatszym, pozostał Luca Toni. Tytułu króla strzelców dla 37-letniego napastnika nie przewidziałby nikt. Tak jak pamiętnego mistrzostwa.

Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna 18/2015

Wyjazd na Juventus-Inter!

Subskrybuj
Powiadom o
5 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

Fed2012
Fed2012
9 lat temu

Szczerze, to powinno się olać walkę o króla strzelców w tym sezonie. Gra nie warta świeczki, znacznie ważniejszy jest finał w Berlinie i lepiej Teveza oszczędzać.

MichałJuve124
MichałJuve124
9 lat temu

Toni ma dzisiaj urodziny, jakby wygrał koronę to chyba byłby najstarszym królem strzelców SerieA.

mateusz6
mateusz6
9 lat temu

@Nihlo
Messi, Maradona czy Cassano?

panlider
panlider
9 lat temu

Liczę, że Tevez zagra z Hellasem i wyprzedzi Toniego. Dwie bramki z nimi to żaden problem, a powinien mieć lekką rozgrzewkę przed Barceloną.

Nihlo
Nihlo
9 lat temu

ten drugi gol wygląda znajomo...

Lub zaloguj się za pomocą: