Tacchinardi: wielki duchem

Po odejściu z Juve przez kilka lat niewiele było o nim słychać. Ostatnio, z okazji jubileuszowego meczu z Torino, powrócił. Udzielił kilku wywiadów, przypominając fanom o sobie i o dawnym Juve. Niedługo uhonorowany zostanie jedną z gwiazd na nowo wybudowanym stadionie. Starszym fanom ciężko zapomnieć tę charakterystyczną postać – młodszym postaramy się przybliżyć sylwetkę jednego z klubowych symboli.

Wielki duchem

Wciąż mam przed oczami dawne Juve Lippiego. I to “pierwsze”, oparte na geniuszu nietuzinkowych zagrań Zidane’a, i to drugie, mieniące się w mych wspomnieniach charakterystyczną blond-czupryną Nedveda, podskakującą w rytm jego nieustającego biegu… Z jednej strony – piękna to wizja, bo były to drużyny niemalże doskonałe, rozpisane przez duet Moggi-Lippi niczym najpiękniejsze suity najznamienitszych kompozytorów. Z drugiej strony -pomnikowość tego obrazu to przekleństwo, które prześladować mnie będzie zapewne do końca moich dni, gdy przez jego pryzmat będę oglądał w akcji kolejne wcielenia Juve… W tych reminiscencjach, stałym elementem, obok łysiny Francuza i falującej grzywy Czecha, są poszarpane getry, ubłocone spodenki i potargana koszulka wysokiego, długonogiego, chudego pomocnika o twarzy dziecka, zawsze w cieniu swoich bardziej utalentowanych kolegów sumiennie wykonującego swoją pracę.




Tacchinardi. Dla niektórych, nawet tych interesujących się piłką, to postać anonimowa. Bo gwiazdą nigdy nie był. Dla Juventinich to symbol najwyższych wartości – poświęcenia, wierności i waleczności. Wielkiego talentu nie miał, ambicji i determinacji nigdy mu nie brakowało. Kiedy 19-latek z Atalanty trafił w 1994 roku do Turynu miał dość dużą konkurencję do gry, jednak dzięki swej pracowitości i zawziętości dostawał sporo szans. Na początku był zapchajdziurą, zmiennikiem bardziej doświadczonych kolegów. Twardo grający młody Włoch nie miał problemów z zastępowaniem Didiera Deschamps na swojej nominalnej pozycji – ostatniego pomocnika. Dzięki solidności radził sobie posyłany w bój w miejsce Di Livio czy Conte w roli “półprawego” pomocnika, a nawet – z racji na bardzo przyzwoite operowanie słabszą lewą nogą – zdarzało mu się z powodzeniem występować z lewej strony trzyosobowej formacji. Kiedy trzeba było zagrać w miejsce któregoś ze stoperów – z uwagi na swój wzrost też przyzwoicie sobie z tym radził. Z czasem przestał być rzucany po pozycjach i na dobre wskoczył do pierwszego składu, na wiele lat tworząc wraz z Davidsem znakomicie uzupełniający się duet defensywnych pomocników.

Jak grał Tacchinardi? Nieźle operował obiema nogami, potrafił zagrać dokładne długie podanie, czy to rozciągając grę na skrzydło, czy rzucając długą piłkę z głębi pola na nos napastnikom, do tego dysponował znakomitym strzałem z dystansu. Słowem – technicznie był przyzwoity, solidny rzemieślnik, ale nic ponad to. Wszelkie niedostatki nadrabiał jednak agresją i zaangażowaniem. Defensywny pomocnik rodem z Cremy nie czuł respektu przed nikim, a odwaga i poświęcenie rekompensowały wszystkie jego braki. Tam gdzie inni bali się włożyć nogę – on wkładał głowę. Ucieleśnienie determinacji. Twardy, nieustępliwy i pewny siebie, niezależnie od tego, kto przeciwko niemu grał. Pracę wykonywał niesamowitą – masa wślizgów, odbiorów, wiele kilometrów wybieganych krok w krok za rozgrywającym przeciwnej drużyny. Agresywny, brutalny, chamski… Rzadko grał fair, notorycznie balansował na granicy faulu, niejednokrotnie przekraczając przepisy. Każdy mecz był dla niego wojną. Jak sam twierdzi, przed spotkaniem nigdy nie rozmawiał z rywalami, żeby nie mieć na boisku żadnych sentymentów…




Gdy przypominam sobie urywki z pamiętnego meczu Juve-Real z roku 2003, najlepszego meczu jaki w życiu widziałem, pamiętam taniec Del Piero, pamiętam łzy Nedveda i poirytowanie Zidane’a, któremu w całym meczu bezwzględnie, nie patrząc na dawną znajomość, dokuczał były klubowy kolega, przyklejony do niego niczym plaster. A to obejmował go rękami, nie pozwalając wyjść w powietrze przy rzucie rożnym, a to bezlitośnie przerywał jego akcję nie do końca czystym wślizgiem. Tacchinardi zaliczył w tamtym meczu rekord odbiorów, a Zidane tylko dwa razy miał wokół siebie więcej niż metr miejsca… Meczami z 2003 i 2005 roku Juve doprowadziło do upadku galaktycznego Realu. W tym drugim spotkaniu Tacchinardi był tylko zmiennikiem. Capello nie cenił go jako piłkarza, podobnie jak Del Piero, konsekwentnie sadzając klubowe symbole na ławce. Wolał stawiać na swojego znajomego z Romy – Emersona, mimo że ten przebijał Włocha chyba tylko zwrotnością. Wchodzący z ławki Alessio dostał zadanie specjalne – niczym Krzysztof Oliwa, wyjeżdżający na lód w niektórych meczach NHL bez kija (bo w bójce tylko przeszkadzał) – miał wejść i wyeliminować z gry coraz śmielej poczynającego sobie Ronaldo. Rozkaz to rozkaz – w efekcie końcowym poirytowany ciągnięciem za koszulkę, kopaniem po kostkach i zamaszystymi ruchami łokci kryjącego go rywala nie wytrzymał i po otrzymaniu czerwonej kartki za kopnięcie przeciwnika bez piłki – musiał opuścić boisko, wraz z Alessio, który w bitewnym szale sam próbował wymierzyć “oprawcy” sprawiedliwość.




Mocno przyjaźnił się z Del Piero – przyszli do klubu w tym samym czasie i szybko znaleźli wspólny język. Mieszkali razem w jednym pokoju na zgrupowaniach, Tacchi często szukał na boisku Pinturicchio swoimi podaniami i pierwszy przybiegał do Del Piero, ciesząc się z jego bramek. Byli dla siebie jak bracia. Dowodem na to niech będzie akcja z meczu Pucharu Włoch z Atalantą w 2005 roku, kiedy to po tym, jak David Trezeguet zdobył bramkę, jeden z zawodników Atalanty kopnął Del Piero w kostkę, a Tacchinardi, pełniący w tym meczu funkcję kapitana, przebiegłszy pół boiska, “przypadkowo przewrócił przeciwnika popychając go rękami za szyję i klatkę piersiową”, po czym zszedł z placu gry, otrzymując czerwoną kartkę. Zszedł, a w zasadzie miał to zrobić, bowiem po zakończeniu meczu, choć już dawno powinien być w szatni, wdał się w dyskusję sędzią, używając przy tym kilku obraźliwych słów i chwytając arbitra za ramię. Z Del Piero łączyło go jeszcze jedno – piękne bramki. Tacchinardi strzelał gole rzadko, ale jeśli już to niezwykłej urody. Z racji wzrostu zdarzyło mu się strzelić kilka bramek głową, po stałych fragmentach gry, ale jego domeną był strzał z dystansu. Miał świetnie ułożoną stopę i niejednokrotnie dawał tego dowód. Tylko wtedy przyćmiewał na moment bardziej utalentowanych, słynniejszych kolegów. To była jedyna okazja, kiedy realizator telewizyjny pokazywał go w innym kontekście niż w wyniku otrzymanej przed chwilą kartki…

Z Turynu odszedł w 2007 roku, niechciany przez Capello. Po dwóch sezonach w hiszpańskim Villareal, defensywny pomocnik wrócił do Włoch, by zakończyć karierę w Brescii. W Juve w latach 1994-2007 rozegrał 404 mecze. Gwiazdą nigdy nie był. Legendą Juve pozostanie na zawsze.

Autor: Łukasz Wieliczko

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
39 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

pielgrzym
pielgrzym
11 lat temu

Pamietam go doskonale jaralem sie jak kosil ich w Chl. Forza Tacchinardi

dalmare
dalmare
12 lat temu

Dziękuję @Łukaszowi, że rok temu napisał ten tekst, i za to w jaki sposób odbiera Piłkę. Bohater artykułu odszedł z Juve wówczas, gdy ja dopiero odkryłam Calcio, jako jeden z aspektów włoskości, i wówczas odkrywałam je z Milanem / Tamtym /. Moją gwiazdą jest Pirlo, od niego uczyłam się czym jest ta gra, oraz zachowań na boisku, i poza nim. Tekst Łukasza wyjaśnił mi 🙂 epizod sprzed 4ch… Czytaj więcej »

TomekLu
TomekLu
13 lat temu

@Gotti
Chyba ominęła Cię era Tachinardiego skoro twierdzisz, ze takich piłkarzy były setki bo to był piłkarz unikatowy - drugiego takiego nie nie prędko zobaczymy. Każdy piłkarz jest inny i tworzy swoja legende. Tylko ty decydujesz czy ja akceptujesz czy odrzucasz. Twoim tokiem rozumowania mogę powiedzieć, że Nedved, Zidane czy Trezeguet też nie są legendami bo coś... nie pasuje mi w nich.

Dolce Vita
Dolce Vita
13 lat temu

Prawdziwy Juventino.

Makiavel
Makiavel
12 lat temu

Ja bym jednak nie zgodził się z tym, że Tachinardi tak bije na głowę Marchisio pod każdym względem. To jednak inni piłkarze, Marchisio jest na pewno mniejszym twardzielem i nie ma takiego mocnego uderzenia, ale za to ma inne atuty. Pamiętam obie wielkie drużyny Juve, w których grał Alessio, doceniam jego rolę. Ale to też trochę taki efekt koloryzowania wspomnień, to co przeszłe wydaje się nam lepsze niż to co obecne. Marchisio ma instynkt strzelecki, dobrą… Czytaj więcej »

SpectatorJuve
SpectatorJuve
13 lat temu

@Gotti
[...] a takich jak Tachinardi to było w Juve setki [...]
Co ty gadasz!?
p.s Bardzo fajny art, szacun dla autora 😀

nazawszejuve
nazawszejuve
13 lat temu

Oby więcej takich artykułów 🙂 "lubię to"

ciugluk
ciugluk
13 lat temu

deszczowy chyba masz bardzo malo lat albo bardzo duzo kompleksow, twoje teksty sa co najmniej zenujace 🙂

Matti_Juve
Matti_Juve
13 lat temu

Wpis niezgodny z regulaminem
Kartka
-Lucas-

Matti_Juve
Matti_Juve
13 lat temu

hehe, jak tęsknie sie za starym juve...:) pamiętam ten mecz z realem... taki mecz oglądać można do znudzenia, tam wszyscy zagrali cudownie, tam nie było żadnego błędu, żadnego zawahanie, wszyscy grali, bo juve musiało wygrać... geniusze piłki...:)
p.s. gdzie ci wychowankowie....

Sepik
Sepik
13 lat temu

@[RA]MACIUS
Nie porownuj Melo do Alessio bo to nie ta liga...

daroo89
daroo89
13 lat temu

Gdzie takiemu Marchisio do Tacchinardiego?

Wojtek
Wojtek
13 lat temu

na tej drugiej focie ma takie kory jak ja 😀 tylko już za małe :/

Forza Alessio!

Benzema
Benzema
11 lat temu

Teraz jego cechy ma Vidal 🙂

*Nedved*
*Nedved*
12 lat temu

Też macie ciary na plecach po tym artykule i dopełniającym wszystko filmiku ? Ja piernicze,to było Wielkie Juve. Kto by nie chciał,żeby oni jeszcze grali...

19
19
13 lat temu

moze pazienza bedzie pelnil role jak tacchinardi kiedys, solidny waleczny zmiennik, oddajacy cale serce na boisku

19
19
13 lat temu

swietny tekst
mam nadzieje ze w tym sezonie jakis pilkarz bedzie takim tacchinardim bo potrzebujemy takiego goscia

Ziółi
Ziółi
13 lat temu

"Autor chyba nie rozumie znaczenia słowa "legenda klubowa"."

"legenda klubowa" to są dwa słowa. I jak może ich nie rozumieć, skoro to pojęcie względne? Czy masz to gdzieś w jakimś słowniku? W twoim płytkim rozumowaniu piłkarz musi być nie tylko oddany i świetnie grający, ale także musi być największą gwiazdą i nie schodzić z pierwszych stron gazet. Dobrze, że tylko w twoim. Tacchi to legenda.

klama 10
klama 10
13 lat temu

Dokładnie gratuluję weny 🙂

Rottweill
Rottweill
13 lat temu

Brakuje nam ludzi wkładających w grę dla Juve całe swoje serce. Oj, brakuje.

Piotr Juvefan
Piotr Juvefan
13 lat temu

Forza Alessio!!!

maciejcwa
maciejcwa
13 lat temu

Bardzo fajny tekst. Taa pamiętam te lata chociaż byłem wtedy małym brzdącem ale to właśnie dzięki tamtym piłkarzom zaczęła się moja przygoda z Juve. Ahh gdyby te czasy mogły wrócić albo chociaż gdybyśmy teraz mieli podobny zespół gdzie każdy piłkarz zostawia na boisku tyle samo zdrowia co i serca ehh ;))

piterjuve
piterjuve
13 lat temu

Przypomnienie Alessio spowodowało pojawienie się u mnie pewnych przemyśleń, a mianowicie. Jak patrzę na ostatnie 20 lat Juve (tylko tyle, gdyż przez taki czas mniej więcej jestem kibicem), to Juve w środku pola zawsze miało 3 lub nawet 4 piłkarzy, których można nazwać wojownikami. Wspomniany Tacchinardi, ale chwilę wcześniej byli już Conte, Di Livio, Moller, Platt, Dino Baggio. Później i w czasach… Czytaj więcej »

Armin
Armin
13 lat temu

Gdzie tu porównywać Marchisio do Tacchinardiego? Przecież grali na zupełnie innych pozycjach i mieli inną rolę na boisku!

Pessotto, Di Livio, Conte, Torricelli.. to też nie były jakieś gwiazdy ale w dobrze poukładanej drużynie odgrywali znaczące role. Ja Alessio zawsze zapamiętam jako walczaka i zawodnika, który oddawał serce dla Juve. Takich piłkarzy dzisiejszemu Juventusowi brakuje..

cezar
cezar
13 lat temu

To Typowy piłkarz Dawnego Juve. Zaangażowanie to jedna z najważniejszych cech wśród piłkarzy. Nawet mając ogromne umiejętności nie osiągnie się wiele, jak nie będzie zaangażowania...

Obecni piłkarze mogliby się sporo nauczyć od takich piłkarzy jak Alessio.

Kuben
Kuben
13 lat temu

@Sepik. Chodziło mi o zawziętość, o to, że nie boi się dołożyć nogi, sfaulować. Nie porównuje ich zdolności bo co do tego nie ma dyskusji.
Niektóre zachowania Tacchiego były idiotyczne i debilne, tak jak i Melo. Ale to temu drugiemu się to wypomina. Skąd się to bierze? Może z tego, że wtedy byliśmy najlepsi i nie robiło różnicy to czy kończyliśmy mecz w 11 czy w 10. Teraz jest inaczej.

Kuben
Kuben
13 lat temu

Bardzo fajny art 🙂
Brakuje nam teraz takich zawodników, a jak już takiego mamy (MELO) to wszyscy go 'pojeżdżają', że jest psychopatą...

mat
mat
13 lat temu

Przydałby się ktoś taki od czarnej roboty

deszczowy
deszczowy
13 lat temu

@Gotti: chyba się nie wysikałeś po kolacji :/

deszczowy
deszczowy
13 lat temu

Łukasz Maziewski "lubi to".

pitrek
pitrek
13 lat temu

forza alessio!

Gotti
Gotti
13 lat temu

Legenda to coś unikalnego, a takich jak Tachinardi to było w Juve setki, więc nie pieprz mi tu o płytkim rozumowaniu, bo nazywanie Tachinardiego legendą to obraza dla Del Piero, Scirei, Furino itd.

Gotti
Gotti
13 lat temu

"Legendą Juve pozostanie na zawsze."

Autor chyba nie rozumie znaczenia słowa "legenda klubowa".
Legendą to jest Del Piero czy też Buffon, a Tachinardi, Montero czy np. Birindelli nimi nie są, bo piłkarzami wybitnymi nie byli, a to, że spędziili większość swych karier w Juve nie czyni ich chyba legendami?

*Ki$iEL*
*Ki$iEL*
13 lat temu

Piękny artykuł! Można się wzruszyć, piękne czasy to były.

Abdul
Abdul
13 lat temu

Pięknie napisany tekst. I właśnie porównując to jak gra Marchisio, jestem w stanie stwierdzić że są do siebie bardzo podobni. Zauważcie że Marchisio też rzadko jest widoczny. Ale gra tam gdzie go ustawią, zawsze z zaangażowaniem i poświeceniem. A jak siedzi ma ławce to się nie czepia o to że nie gra. Wg mnie dzielą ich 2 rzeczy: 1) Alessio grał w Juve które ma same gwiazdy i odnosi sukcesy dlatego nie doceniamy… Czytaj więcej »

Łukasz
Łukasz
12 lat temu

@Makiawel - spójrz na datę publikacji, ten sezon wiele zmienił. To inni piłkarze, to prawda, ale u Del Neriego Marchisio nie zachwycał... A Vidal przypomina bardziej, ze swoją motoryką, Davidsa.

Łukasz
Łukasz
13 lat temu

@Armin - tak, to nieco inna pozycja, ale też - przede wszystkim - inne umiejętności. Tak w destrukcji, jak i "konstrukcji"... Choć oczywistym jest, że trzeba pamiętać o charakterystyce Marchisio - jego wybieganie powoduje, że optymalną dlań jest rola box-to-box w 4-3-3. Co do ludzi których wymieniłeś... No właśnie, to wszystko zawodnicy nie tylko o solidnych umiejętnościach, ale też - a może przede wszystkim - o ogromnej charyzmie. Pewni siebie,… Czytaj więcej »

Łukasz
Łukasz
13 lat temu

@Abdul - gdy to pisałem, kusiło mnie porównanie Marchisio z Tacchim, bo pomocnik, bo Włoch, bo ociera się o kadrę, ale zrezygnowałem... Otóż nie są podobni. Porównanie takie byłoby nad wyraz niekorzystne dla Marchisio. Oczywistym jest, że Alessio, któremu w latach jego świetności przypięto łatkę "rzeźnika bez techniki", zjada Marchisio nie tylko pod względem gry w destrukcji - wślizgów, odbiorów i całej tej czarnej roboty, ale też - i to jest ciekawe - techniki!.… Czytaj więcej »

Maly
Maly
13 lat temu

wiecie co? brat (kibic Liverpoolu) mi zawsze mówił, że on jest "słaby", i pewnie właśnie był zwykłym zawodnikiem o czym może świadczyć fakt "gry" w reprezentacji czy przygoda w Hiszpanii, ale dla Juve zawsze zostawiał serce i dlatego bywał kapitanem, dlatego kibice pamiętający jak grał zawsze będą darzyli go sentymentem i dlatego ma gwiazdkę @Gotti: nie wiem czy setki bo nie wiem jak grali ci lat 80tych i wcześniej,… Czytaj więcej »

Lub zaloguj się za pomocą: