Top 10 najlepszych transferów Juventusu w ostatnich dziesięciu latach

Top 10 Najlepszych Transferow Juventusu W Ostatnich Dziesieciu Latach

Dla włoskich drużyn zimowe mercato w sezonie 2022/23 praktycznie nie zaistniało, przynajmniej w porównaniu do ligi angielskiej, która już dawno przestała być zwykłym konkurentem pod względem finansowym. Ogromne pieniądze „przepalane” na transfery piłkarzy to na wyspach codzienność. W strukturach UEFA kołkiem w oku stała Ceferinowi skręcona na kolanie Superliga, przez co nie zauważył, że wychował takiego potworka pod swoimi skrzydłami. Dziś superligą jest Premier League i wygląda na to, że pozostanie tak jeszcze wiele lat. Jednakże odkładając aktualny obraz świata transferowego na bok, chciałbym zabrać Cię, Drogi Czytelniku w sentymentalną podróż po najlepszych transferach ostatniego dziesięciolecia w wykonaniu Juventusu. Wraz z moim kolegą redakcyjnym Łukaszem, wzięliśmy pod uwagę wyłącznie zakończone pełne sezony, czyli zestawienie dotyczy sezonów 2012/13 do 2021/22. Kierując się popularną maksymą „kiedyś to było, teraz to nie ma”, zapraszam Cię na wspólne wspominki.

10. Danilo, niechciany następca Cancelo

Pełne sezony w Juve: 3; Mecze: 109; Minuty: 8610; Bramki: 5; Asysty: 7; Kartki; 17 żółtych i 1 czerwona (za dwie żółte w 1 meczu).

Brazylijczyk dołączył do nas w sierpniu 2019 roku. Formalnie była to wymiana z Manchesterem City, który wziął od nas Joao Cancelo, a oficjalnie w księgach widnieje suma transferu – 37 milionów euro. Do dzisiaj nie brakuje tifosich, którzy „płaczą” za Portugalczykiem widząc jego popisy w Premier League (teraz Bundesliga). Ja jednak jestem zdania, iż Danilo jest piłkarzem bardziej uniwersalnym, z większą inteligencją boiskową niż Cancelo. A przez dużo większą dyscyplinę taktyczną, umiejętności obronne oraz bardzo wysoki mental, bardziej pasującym do Starej Damy, aniżeli Portugalczyk.

W pierwszym sezonie pod wodzą Maurizio Sarriego, Danilo rozegrał ponad 80% spotkań jako prawy obrońca, która to pozycja jest jego nominalną. Pamiętamy zapewne jego piorunujące wejście do drużyny, gdy w thrillerze z Napoli (4:3), podłączył się do kontry i wykończył podanie od Douglasa Costy po świetnym rajdzie Brazylijczyka. Danilo miał nosa do strzelania bramek otwierających spotkanie, bo uczynił to jeszcze raz w meczu przeciwko Sassuolo (3:3). Jego pierwszy sezon to była jednak gra dosyć jednowymiarowa, poprawna.

Dopiero kolejny sezon, pod wodzą Andrei Pirlo miał przynieść przełom w karierze i postrzeganiu urodzonego w Bicas obrońcy. Mister Andrea bowiem, dostrzegł w Danilo dużą piłkarską inteligencję, odpowiedzialność, zdolność do adaptacji w różnych ustawieniach i systemach taktycznych. W kampanii 2020/21, Brazylijczyk rozegrał już 19 spotkań jako prawy obrońca, 12 jako lewy, 12 jako stoper oraz 4-krotnie wychodząc jako nominalny defensywny pomocnik.

Wnikliwie przyglądałem się wtedy jak ten piłkarz będzie radził sobie w różnych rolach, i podobnie jak trener Pirlo zacząłem odkrywać jego głębie, co przerodziło się w dużą sympatię do Brazylijczyka (wyraz mojego zadowolenia z jego postawy w tamtej kampanii znajdziecie tutaj). Wielu ekspertów mówiło wówczas, że Danilo znajduje się w życiowej formie. W pamięć zapadł mi szczególnie jego genialny występ przeciwko Sassuolo (3:1, coś leży mu ekpia Neroverdich 😉). Męczyliśmy się, aż w końcu w 50 minucie Brazylijczyk huknął nie do obrony z 30 metrów. W końcówce dołożył jeszcze asystę, grając fenomenalnego długiego passa do CR7.

W minionej kampanii, Max Allegri chętnie korzystał z „nowego” Danilo, którego zbudował Andrea Pirlo, wystawiając go w linii pomocy, czy jako jednego ze stoperów. Mimo jednak niezłego dorobku w klasyfikacji kanadyjskiej, Brazylijczyk z pewnością nie będzie dobrze wspominał sezonu 2021/22, gdyż aż 69 dni spędził na leczeniu kontuzji.

Danilo Luiz da Silva świetnie odnalazł się w Turynie. Pokochał miasto, klub i kibiców, a jego rodzina czuje się w stolicy Piemontu doskonale. Poza czysto piłkarskimi umiejętnościami, warto oceniając tego piłkarza i transfer, mieć na uwadze również dużą rolę jaką Brazylijczyk odgrywa w szatni. Niejednokrotnie zakładał opaskę kapitana, doskonale dogaduje się z młodzieżą, która ostatnio co raz mocniej szturmuje pierwszą drużynę Juve – odwińcie sobie powtórkę z ostatniego meczu z Udine, gdy po strzelonym golu pierwszym, który do niego podbiegł był Nicolo Fagioli. Biorąc te wszystkie aspekty pod uwagę, należy już w końcu zapomnieć o Cancelo i docenić Brazylijczyka, który grając w biało-czarnej koszulce, nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Nie mam nic przeciwko aby przedłużył swój kontrakt, obowiązujący do 30 czerwca 2024 i zakończył u nas karierę.

9. Wiecznie niedoceniony czyli Wojciech Szczęsny

Pełne sezony w Juve: 5; Mecze: 177; Minuty: 15 824; Wpuszczone gole: 163, wpuszczony gol co 97,1 min; Czyste konta: 69; Kartki: 4 żółte.

Tworząc ten ranking i wybierając do niego Wojtka, zdawaliśmy sobie sprawę, iż może on podzielić kibiców niczym Wielka Schizma Wschodnia podzieliła Chrześcijan. Będę jednak bronił tezy, iż Wojciech Szczęsny jest czołowym specjalistą globu w swoim fachu (w top 10 bramkarzy spokojnie by się znalazł). W tym rankingu oceniamy transfer całościowo, biorąc pod uwagę wszystkie lata rozegrane w trykocie Starej Damy. I trzeba uczciwie przyznać, że znacznie częściej Szczęsny ratował nam skórę, aniżeli wystawiał ją pod uderzenia bata przeciwnika.

Sprowadzony został 19 lipca 2017 roku za 18 milionów, które zapłaciliśmy Arsenalowi Londyn. “Tek” wyrobił sobie wcześniej bardzo dobrą renomę na Półwyspie Apenińskim, reprezentując barwy Romy. Zdawał sobie sprawę, iż przychodząc do Juventusu będzie przez jakiś czas pełnił taką samą rolę, jaką w giallorossich za jego kadencji, pełnił Alisson Becker – drugiego bramkarza. Wiedział jednak też, iż otrzyma swoje szanse, nawet gdyby Gianluigi Buffon przez cały sezon miał cieszyć się świetnym zdrowiem. Po odejściu Gigiego do PSG podczas mercato poprzedzającym kampanię 2018/19, wskoczył między słupki już na stałe.

Jak każdy bramkarz, Szczęsny miewał swoje wzloty i upadki. Mamy w pamięci chociażby kiepski start kampanii 21/22, gdzie po jego błędach traciliśmy gole przeciwko Udinese czy Napoli. Również pierwszych miesięcy 2020 roku nie zaliczy do udanych, bo bramki stracone w przegranych meczach z Napoli (1:2), Hellasem (1:2) i Olympique Lyon w Lidze Mistrzów (0:1) obciążają jego konto, w równym stopniu, co formacji defensywnej, która dopuściła rywali do tych sytuacji.

Jednakże tych bardzo dobrych momentów było znacznie więcej. Stojąc miedzy słupkami Juve, wielokrotnie potwierdzał swoje największe atuty, czyli duży zasięg ramion, zdolność do utrzymania koncentracji przez całe spotkanie czy refleks i fenomenalną grę na linii. Wspominam tutaj chociażby paradę przy piętce Chiesy z meczu z Fiorentiną w lutym 2020, obroniony rzut karny i dobitkę w wykonaniu Ciro Immobile przeciwko Lazio, czy muśnięcie piłki dużym palcem i sparowanie na poprzeczkę loba Griezmanna. Również talenty Szczęsnego w operowaniu piłką i grą nogami, są bardzo przydatne, szczególnie w filozofii Maxa Allegriego, który chce budować akcje od tyłu, spokojnie rozgrywając futbolówkę krótkimi podaniami. Szczęsny potrafi celnie zaadresować piłkę zarówno krótkim, jak i długim podaniem, i nie pęka pod presją rywala.

Nawiązując do rzutów karnych, to bez kozery należy powiedzieć, iż Wojtek jest jednym z najlepszych specjalistów od obrony 11-tek w historii bramkarstwa. W samym Juve popisał się skuteczną paradą w 11 na 33 przypadki, co daje rewelacyjną skuteczność 33%. Sześć karnych obronił od stycznia 2021 – sam po rewelacyjnych występach na Mistrzostwach Świata, gdzie zluzował Mariusza Błaszczaka na stanowisku Ministra Obrony Narodowej – mówił, iż to efekt tytanicznej pracy, jaką wykonuje z trenerem bramkarzy Juve – Claudio Filippim.

Reasumując, Wojciech Szczęsny to świetny bramkarz, który zabezpieczył nam obsadę tej pozycji w ostatnich latach. Czas pokaże jak długo będzie jeszcze reprezentował barwy Juve, gdyż wysyłał w nielicznych wywiadach jakich udziela, sygnały, iż data zakończenia przez niego kariery, może wielu zaskoczyć (polecam „Mój pierwszy raz” u Tomka Smokowskiego).

8. Miralem Pjanić – “leniwy” regista, za którym tęsknie

Pełne sezony w Juve: 4; Mecze: 178; Minuty: 13 592; Bramki: 22; Asysty: 41; Bramka co 617 minut, udział przy golu co 215 minut; Kartki; 40 żółtych, 1 czerwona (za 2 żółte).

Transfer Bośniaka z Romy potwierdziliśmy w czerwcu 2016 roku, wiedząc, iż przygoda Andrei Pirlo w Starej Damie dobiega końca. Miralem Pjanić kosztował nas 32 miliony euro i jawił się jako doskonały następca dla wychowanka Bresci. Regista, dysponujący fantastycznym ostatnim podaniem, przerzutem, zdolnością do gubienia krycia jednym balansem ciała. No i fenomenalnie bił stałe fragmenty gry – w całej karierze strzelił 21 bramek bezpośrednio z rzutów wolnych, w tym 7 w biało-czarnej koszulce (pamiętamy jego ważną bramkę w Neapolu w marcu 2019 roku, gdy z ok. 20 metrów pokonał Ospinę).

Miralem fantastycznie przywitał się z kibicami – golem na 3:0 w meczu przeciwko Sassuolo. To od niego Toskańczyk rozpoczynał układanie naszej środkowej linii w każdym spotkaniu. Rzucał asystami jakby strzelał z CKM. Nie robiło mu żadnej różnicy czy podaje piłkę „z gry” czy też bije rzut rożny. W swoim pierwszym sezonie w biało-czarnej koszulce, Bośniak asystował aż 14 razy! Niemal połowa tego dorobku, to dośrodkowania spod chorągiewki narożnej. Dawał nam coś ekstra w meczach pucharowych – gole przeciwko Milanowi i Atalancie w Coppa Italia, oraz bramka przeciwko Rossonerim w Supercoppa. Zamknięcie kampanii z dorobkiem 8 goli i 14 asyst pokazało wszystkim, że istnieje na tej pozycji życie po Andrei Pirlo.

Pjanić ciągnął naszą drugą linię jak lokomotywa. Allegri szukał i próbował różnych formacji i zestawień personalnych, które najlepiej eksponowałyby walory Bośniaka. W kampanii 2017/18 partnerem dla Miralema, był najczęściej ktoś z duetu Khedira/Matuidi, a przed nimi grał podwieszony pod napastnika Paulo Dybala. W tym ustawieniu ex-romanista również czuł się świetnie. Wszedł w sezon zaliczając asystę w każdej z trzech pierwszych kolejek ligowych. Pjanić upodobał sobie błyszczenie w derbach Turynu. W pierwszym sezonie gol i asysta w dwumeczu, w drugim dwie asysty i gol w wygranej 4:0 na J-Stadium. Puchar Włoch to znowu jego rozgrywki – gol z Atalantą w półfinale, dwie asysty w finale przeciwko Milanowi (z rzutów rożnych, no bo skąd 😉). Bilans całego sezonu? 7 goli i 11 asyst.

Trzeci sezon w Starej Damie był już słabszy w wykonaniu Bośniaka. Znikał na całe tygodnie, by potem przypominać o sobie w ważnych spotkaniach. Lazio – gol, Valencia w LM – dwa gole, Napoli – gol, Milan, Fiorentina, Inter – asysta. Supercoppa przeciwko Milanowi – asysta. Notował liczby, choć już nie tak imponujące jak w pierwszych dwóch sezonach (4 gole i 8 asyst). Tym niemniej dalej potrafił decydować o obliczu gry zespołu. W kampanii 2019/20 wielu tifosich zarzucało Bośniakowi, że jest „człapakiem”. Mało lub wolno biega, nie pressuje. Ale za to w dalszym ciągu bardzo szybko myśli. Mimo częstej gry, brak chemii z Maurizio Sarrim był widoczny gołym okiem.

Ostatecznie kampania 2019/20 była ostatnią dla Bośniaka w barwach Juve. Sarri zanim został zwolniony to zażyczył sobie Arthura. Doszło do wymiany Arthur – Pjanić z Barceloną. Byli kibice, którzy z radością przyjęli odejście „człapaka” z naszej drużyny. Ale ja miałem przeczucie, że bardzo szybko za nim zatęsknimy. Dodatkowo potwierdzali je moi znajomi, kibice Barcelony, którzy recenzowali Brazylijczyka jako piłkarza, który wszystko gra do tyłu i do boku, nie podejmuje ryzyka, a najdłuższe celne podania zagrywa na 10-15 metrów.

Czas pokazał, że tak łatwe zrezygnowanie z Pjanicia było błędem. Od 2020 roku żaden z grających u nas pomocników, który był odpowiedzialny za kreacje, nawet nie zbliżył się poziomem do najsłabszych sezonów Bośniaka (obecnie Manuel Locatelli jest na dobrej drodze). Stawiam tezę i będę jej bronił, że od jego odejścia cała nasza druga linia rozsypała się jak domek z kart. Tym bardziej można żałować, że nie dane było mu współpracować z Pirlo, który swoją karierą wyznaczył kanony dla współczesnego registy.

7. Największy game changer z Euro 2020 czyli Federico Chiesa

Pełne sezony w Juve: 2; Mecze: 64; Minuty: 4 371; Bramki: 19; Asysty: 15; Bramka co 230 minut, udział przy golu co 129 minut; Kartki; 6 żółtych, 1 czerwona (bezpośrednia).

Ówczesny trener Juventusu – Andrea Pirlo zażyczył sobie transferu perspektywicznego młodego skrzydłowego Fiorentiny w osobie Federico Chiesy. Jak przy każdej przeprowadzce do Turynu z ekipy Fiołków, tak i tym razem kibice popularnej Violi nie mogli przeboleć jego odejścia. Zdecydowanie nie ma się co dziwić, skoro gdy tylko jakaś nietuzinkowa postać wypłynie w ich ekipie to pojawia się Juventus z grubym portfelem.

Zastanawiając się nad fenomenem sympatii jaką wywołuje Federico pomyślałem, że są zawodnicy, których się szanuje, lubi i wręcz kocha. Chiesa bezapelacyjnie łapie się do tej trzeciej kategorii. Niby łatwiej porywać tłumy będąc ofensywnym piłkarzem, ale choćby notujący świetne występy w Juventusie Mario Mandzukić nigdy nie był aż tak uwielbiany. Obstawiam, że wiąże się to również z rolą swego rodzaju „fantasisty” jakim bywa Fede oraz jego pozytywnej mowy ciała. To czasami wystarcza by zaskarbić sympatię fanów. Nie macie wrażenia, że nawet po oddaniu strzału, używając podwórkowego żargonu, „w kartofle” prędzej wybacza się takiemu piłkarzowi niż innym?

Start przygody z Juventusem Chiesa nie mógł zaliczyć do udanych, gdyż już w debiucie przeciwko Crotone obejrzał czerwoną kartkę za faul na Cigarinim. Wejście nie wyglądało ani na brutalne, ani złośliwe. Sędzia w tym spotkaniu dosyć łatwo rozdawał kartki i w przypadku Chiesy również się pospieszył. W trakcie sezonu było dużo lepiej i w tym trudnym dla Bianconerich okresie zdobył 14 bramek i 10 asyst. W Lidze Mistrzów przyćmił nawet „króla” tych rozgrywek w osobie Cristiano Ronaldo, który mimo worka bramek dla Juve, nie zbliżył się do poziomu top class. W zdrowym Juventusie, z dobrze zbalansowaną kadrą Chiesa zapewne zostanie najlepszym zawodnikiem we włoskiej lidze.

Poprzedni sezon, już pod batutą Maxa Allegriego, był jeszcze gorszy dla skrzydłowego. W styczniu 2022 roku w spotkaniu z Romą, Federico zerwał więzadła krzyżowe podczas starcia z jednym z piłkarzy Romy, którego sędzia nie zakwalifikował nawet jako faul. Chiesa nie wystąpił już do końca sezonu, a Juventus mając źle zbalansowaną kadrę osiągnął tylko czwarte miejsce w lidze.

Odwijając sobie występy zawodnika przypomniałem sobie o genialnej bramce w Lidze Mistrzów przeciwko Chelsea, która w całym spotkaniu miała ogromne problemy z upilnowaniem szybkiego zawodnika. Wspominam również genialną akcję z Paulo Dybalą przeciwko Milanowi, gdzie Argentyńczyk świetnie obsłużył piętą kolegę z zespołu. Federico Chiesa dojrzewał w miarę upływu czasu na Półwyspie Apenińskim i dziś jest już zupełnie innym zawodnikiem. Włoch ma za sobą trudny czas w postaci długotrwałej poważnej kontuzji i naocznie obserwujemy jego długi powrót do optymalnej dyspozycji. Bieżący sezon spisuję na straty i dopiero w kolejnym mozolnie będziemy się odbudowywać, i to w nim powinniśmy mieć Federico w dobrej formie. Nawet pomimo możliwego braku europejskich pucharów wydaje się, że włoski skrzydłowy nie opuści Turynu.


6. Mario Mandzukić – Il Guerriero

Pełne sezony w Juve: 4; Mecze: 162; Minuty: 12 362; Bramki: 44; Asysty: 18; Bramka co 281 minut, udział przy golu co 199 minut; Kartki; 26 żółtych, 1 czerwona (po dwóch żółtych).

Niezwykle udane było letnie mercato przed sezonem 15/16, bo aż trzech piłkarzy wylądowało w tym zestawieniu. w tym chorwacki napastnik – Mario Mandżukić. Super Mario został kupiony za 19 mln euro z Atletico Madryt, bo obecni w klubie napastnicy coraz częściej przestawali dojeżdżać umiejętnościami do poziomu Juventusu. Przed rozpoczęciem sezonu pożegnano Llorente, Carlos Tevez wrócił do Argentyny, a zabawa w półśrodki jak wypożyczenia zawodników na krótki okres czasu też nie wpisywała się w sensowne budowanie drużyny. Jednocześnie Mario miał zostać doskonałym partnerem w ataku dla nowej gwiazdy – Paulo Dybali, w imieniu którego miał walczyć z obrońcami przeciwników. Poza tym Mandżukić był jedną z najlepiej technicznie wyszkolonych dziewiątek, które w ostatnich latach występowały w Juventusie. Pamiętacie wykończenie Arkadiusza Milika po podaniu Fagiolego w spotkaniu z Atalantą? Dla Mandżukicia była to codzienność. Jeśli mi nie wierzycie, sprawdźcie sami. Polecam też odwinąć sobie ostatnią bramkę dla Juventusu w spotkaniu właśnie z ekipą z Bergamo. Gra głową w wykonaniu Chorwata, zwłaszcza w polu karnym rywali, również nie miała sobie równych. Mimo, że nie strzelił zawrotnej liczby goli w samej lidze bo tylko 31, to swoim zmysłem umiał wykorzystać choćby pół sytuacji wykreowanej przez kolegów.

Popularny „Il Guerriero”, nawet po przyjściu ówczesnej gwiazdy ligi nie odpuścił łatwo miejsca w pierwszej jedenastce. Oczywiście Gonzalo Higuain stworzył wraz z Dybalą świetny duet w ataku przez co Super Mario nie mógł występować nominalnie jako środkowy napastnik. Wtedy też Massimiliano Allegri ustawił rosłego napastnika na lewym skrzydle, gdzie zaskakiwał przeciwników siłą fizyczną i zasięgiem. Strącanie piłek pomagało powyższemu duetowi w zdobywaniu bramek, a gra jako fałszywy skrzydłowy i naturalny ciąg na bramkę charakterystyczny dla środkowego napastnika umożliwiał oszukiwanie oponentów. Będącego w wysokiej formie piłkarza nie dało się bez żalu pozostawić na ławce rezerwowych i należało kombinować. Być może Juventus grał wtedy brzydko, lecz kogo dzisiaj to obchodzi, skoro rokrocznie wygrywano scudetto?

Jak zapewne większości z Was, najbardziej utkwiła mi w pamięci bramka w finale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt, nomen omen nominowana do nagrody Puskasa. Mecz niestety został przerżnięty pierwszorzędnie nie tylko na boisku, ale i w szatni, w której doszło do rozłamu. Jakoś tak się utarło w świadomości sympatyków futbolu, że jak ma wpaść ekwilibrystyczna bramka to strzeli ją albo Brazylijczyk albo Bałkańczyk. Cała akcja poprzedzająca te uderzenie była prowadzona w powietrzu, w końcu od samego dogrania na skrzydło do Alexa Sandro, piłka nie dotknęła murawy. Innym wartym odnotowania faktem były jego interwencje w defensywie oraz powroty by wspomóc kolegów. Chorwat nie odpuszczał piłek, był prawdziwym boiskowym zakapiorem. Nie kulił ogona przed nikim pod względem tytułów czy zarabianych pieniędzy i każdemu był w stanie się postawić. Jako jeden z niewielu ciskał się nawet do Ronaldo, gdy ten skupiał się na sobie zamiast wspomagać drużynę.


Swego czasu w social mediach stało się popularne hasło „Mario is not impressed”. Klub podchwycił hasło #nogood, rozkręcając hype na Mandżukicia, różnymi akcjami mającymi na celu wywołanie uśmiechu na jego twarzy. Mario kojarzył się raczej z byciem poważnym człowiekiem, który nie okazuje pozytywnych emocji i na którym nic nie robi wrażenia. Stąd te wszystkie czasami bardziej, czasami mniej zabawne próby. Trzeba przyznać, że Mr. No good wywołuje raczej pozytywne wspomnienia.

Ogromnie szkoda było odstawienia Mandżukicia na boczny tor czego dokonał Mauricio Sarri. Chorwat był raczej żołnierzem poprzedniego szkoleniowca, natomiast nowy trener nawet nie próbował skorzystać z usług napastnika. Jak się później okazało Mandzukić ani w Katarze, ani po powrocie do Włoch, w Milanie nie nawiązał choćby do jednej dziesiątej swojej najlepszej formy i po nieudanej przygodzie w Mediolanie zakończył karierę piłkarską. Nie powiem, że był spektakularnym zawodnikiem, ale miał w sobie odpowiednie nastawienie i charyzmę, która powodowała że zwyczajnie go lubiłem. Bardziej niż Gonzalo Higuaina, który statystykami i umiejętnościami przerastał Chorwata.

5. La Joya – Paulo Dybala

Pełne sezony w Juve: 7; Mecze: 251; Minuty: 19 529; Bramki: 115; Asysty: 48; Bramka co 170 minut, udział przy golu co 120 minut; Kartki; 21 żółtych, 1 czerwona (po dwóch żółtych).

Przechodząc do Juventusu w letnim okienku przed sezonem 2015/16 za duże pieniądze (41 mln euro wg Transfermarkt) Dybala był jeszcze nieopierzonym zawodnikiem. Po niezłych sezonach w Palermo władze Bianconerich postanowiły zainwestować w młodego Dybalę i nie zaklinajmy rzeczywistości, inwestycja była nader trafiona. „La Joya”, bo takim pseudonimem określano piłkarza, szybko rozkochał w sobie kibiców Juventusu, którzy wybaczali mu mniejsze i większe błędy na boisku. Wynagradzał im to w postaci świetnych zagrań czy pięknych goli.

Na żywo miałem okazję dwukrotnie zobaczyć Paulo Dybalę. Pierwszym spotkaniem był towarzyski mecz przeciwko Lechii Gdańsk. Mógłbym przysiąc, że twarz i mowa ciała Argentyńczyka wykazywała zaskoczenie, gdy polscy kibice skandowali jego nazwisko. Może pomyślał „skąd wiedzą kim jestem?”. Wierzę, że w tym przypadku nie zaklinam rzeczywistości. Drugie „spotkanie na żywo” z piłkarzem to wizyta w Turynie podczas meczu z Milanem. Zwycięskim meczu. Tym, w którym Mauricio Sarri zdjął irytującego Cristiano Ronaldo tuż po rozpoczęciu drugiej połowy i tym, w którym to właśnie Dybala zdobył zwycięskiego gola. Wspomniałem wyżej, że trybuny kochały swojego pupila? Możecie sobie tylko wyobrazić jaki był wybuch radości po jego trafieniu, nawet zważywszy na brak zorganizowanego dopingu przez konflikt na linii kibice-zarząd. Paulo Dybala, podobnie jak wspomniany już Chiesa, miał w Turynie status zawodnika, którego się kocha.

Niewątpliwie najlepszy okres w karierze Dybali to sezony 16/17 i 17/18. Osiągnięcie finału Ligi Mistrzów tworząc duet z Higuainem określanym jako HD (high-definition). Również Scudetto i Puchary Włoch powędrowały do gabloty klubu przy udziale Paulo. Każdy z nas pamięta jego genialny mecz przeciwko Barcelonie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, którym zaaplikował dwa trafienia. Innym świetnym trafieniem w Lidze Mistrzów był gol przeciwko Dinamo Zagrzeb z okolicy 30 metra przed bramką przeciwnika. Ogromnym kunsztem popisał się też przy uderzeniu z rzutu wolnego w spotkaniu przeciwko Atletico Madryt. Świetnych bramek w lidze nawet nie zliczę, wspomnę tylko uderzenie przeciwko Lazio, gdy w ostatniej sekundzie praktycznie wpakował piłkę do bramki siłą woli. Albo jeszcze jedno trafienie w spotkaniu przeciwko Interowi pusczając piłkę pomiędzy nogami Handanovicia. Wciąż i wciąż przypominają się ważne i piękne bramki zdobywane przez tego piłkarza.


Jednakże do wizerunku tego diamentu trzeba dodać kilka rys. Paulo Dybala wraz ze swoim agentem pierwszorzędnie położyli negocjacje w sprawie nowego kontraktu nie dogadując się w sprawie pieniędzy. Długie przeciąganie liny połączone z coraz częstszą absencją Argentyńczyka spowodowały, że nowy (już nieobecny) zarząd Juventusu pożegnał z kwitkiem jednego z najlepszych piłkarzy Bianconerich ostatniej dekady. Drugim problemem były właśnie coraz częstsze pauzy związane z kontuzjami zawodnika czy powrotem do optymalnej formy. Styl gry Dybali, oparty o częste zmiany kierunku biegu, świetny balans ciała czy ciągłe przechylanie sylwetki również pomagały w powstawaniu urazów. Trzecim kłopotem były sprawy prywatne piłkarza, których często nie umiał zostawić w domu i w pewnym stopniu przenosił je na boisko, gdzie widać było smutek i spadek formy. Ostatecznie włodarze Juventusu wypuścili za darmo Paulo Dybalę do stolicy. Mimo, że w pewnym stopniu rozumiem decyzję klubu to nie muszę się z nią zgadzać. Pożegnanie Paulo z trybunami było bardzo emocjonujące dla samego piłkarza jak i dla kibiców na stadionie. W życiu są rzeczy, które warto robić i te, które się opłaca. Ze względów finansowych i sportowych, obserwując coraz częstsze nieobecności piłkarza, rezygnacja z jego usług się opłaca. Ale czy warto? Tradycyjną już „Maskę gladiatora” ujrzymy już w innym trykocie.

4. Carlos Tevez – Apacz, który odnalazł spokój w Turynie

Pełne sezony w Juve: 2; Mecze: 96; Minuty: 7748; Bramki: 50; Asysty: 19; Bramka co 155 minut, udział przy golu co 112 minut; Kartki; 18 żółtych

Transfer popularnego „Apacza” do Juve wywołał u mnie motylki w brzuchu, podobne do tych, jakie odczuwał każdy z nas zakochując się. Od początku kariery Argentyńczyka jestem jego olbrzymim fanem. Z dużym sentymentem wspominam ofensywny kwartet, jaki w Manchesterze City stworzył z Sergio Aguero, Yayą Toure i Davidem Silvą. Niski, ale bardzo silny, twardo stojący na nogach. Charakteryzujący się precyzyjnym uderzeniem z obu nóg, fantastycznym czuciem światła bramki, świetnym dryblingiem i niebywałym wręcz zdrowiem – w całej swojej karierze był kontuzjowany przez raptem 117 dni (na 17 lat zawodowej kariery!), a w Juve przez 2 sezony był niedostępny jedynie przez 12 dni! Zadziorny, nieustępliwy, walczący o każdą piłkę i wykonujący również dużą pracę w grze obronnej.

Pozyskaliśmy go z Manchesteru City u progu kampanii 2013/14, za 9 milionów euro + bonusy. To była promocja, biorąc pod uwagę, że kupowaliśmy napastnika w kwiecie wieku, który zdobył łącznie 114 bramek dla trzech drużyn na Wyspach Brytyjskich. Carlito szybko wkomponował się w mistrzowską drużynę Starej Damy, strzelając bramkę w debiucie w Supercoppa przeciwko Lazio. Debiut ligowy przeciwko Sampdorii? Gol, a jakże. Grał świetnie, doskonale rozumiejąc się szczególnie z Paulem Pogbą. Cieniem na jego pierwszy sezon w naszych barwach, może kłaść się brak zdobyczy bramkowej w Lidze Mistrzów, którą wtedy zakończyliśmy na fazie grupowej. W pamięci z jego pierwszego sezonu, na pewno zapadły hat-trick przeciwko Sassuolo, czy doppieta przeciwko Parmie.

Zerowy dorobek w Lidze Mistrzów powetował sobie w kolejnym sezonie, w którym stworzył fenomenalny duet z 22-letnim wówczas Alvaro Moratą. Co prawda w grupie kąsał tylko przeciwko Malmoe, ale faza pucharowa to już prawdziwy popis Argentyńczyka. 3 bramki i asysta przeciwko Borussi Dortmund w 1/8. Bramka i asysta w domowym meczu przeciwko Realowi w półfinale. Asysta w przegranym finale przeciwko Barcelonie. Max Allegri miał inną koncepcję wykorzystywania talentów Apacza niż Antonio Conte, który był przywiązany do swojego 3-5-2. Nierzadko wystawiał go na pozycji cofniętego napastnika, czy 10-tki, na których to Tevez dzięki swojemu doświadczeniu, i niebywałej boiskowej inteligencji również świetnie się spisywał.


Tifosi Juve z pewnością pamiętają jego słodko-gorzki występ przeciwko Napoli w Supercoppa. Zdobył tam dwa gole, dwukrotnie wyprowadzając nas na prowadzenie. Był w gazie, więc jako pierwszy podszedł do rzutu karnego. Niestety trafił w słupek, będąc centymetry od tego aby rozegrać mecz z kategorii 11/10. Osobiście wspominam Teveza świetnie, zresztą jego liczby mówią same za siebie. 50 goli i 19 asyst w 96 meczach to fantastyczny dorobek. Carlito był pierwszym piłkarzem w barwach Juve od czasów Nedveda, którego szczerze pokochałem. Który generował we mnie taki ogrom pozytywnych wibracji, jak Czech dekadę wcześniej. Niestety odszedł od nas po 2 sezonach, chcąc wrócić do ojczyzny. Po latach przyznał, że odejście z Juventusu było ogromnym błędem, bo Boca Juniors nie płaciło mu należnych pieniędzy.

3. Sami Khedira – najważniejszy pomocnik w taktyce wszystkich szkoleniowców

Pełne sezony w Juve: 5; Mecze: 145; Minuty: 10 593; Bramki: 21; Asysty: 14; Bramka co 505 minut, udział przy golu co 303 minuty; Kartki; 14 żółtych, 1 czerwona (bezpośrednia)

Jednym z najbardziej niedocenianych i nielubianych pomocników w poprzednich latach był Sami Khedira. Przynajmniej w oczach kibiców. Albo inaczej. W oczach kibiców do momentu jego odejścia. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który dzisiaj uważa, że Sami był kiepskim zawodnikiem. Tym bardziej obserwując obecne poczynania naszych piłkarzy. Taki Arthur czy Weston Mckennie to obok niego nawet nie stali, a kosztowali wiele euro więcej. Khedira dołączył do Juventusu razem z młodziutkim Dybalą i doświadczonym Mandżukiciem. Przez wiele sezonów pod wodzą Allegriego stanowił punkt wyjściowy jedenastki Mistrza Włoch i skutecznie wywiązywał się z powierzonych mu zadań. Właśnie tę umiejętność, doskonałego dostosowywania się do obieranej taktyki na spotkania i rozumienia gry, szkoleniowcy doceniali w postawie Niemca. Joachim Loew również rozpoczynał budowę wyjściowej jedenastki od postaci Khediry. Efekt każdy zna, złoto na mistrzostwach świata w 2014 roku. Do dziś pamiętam jak Mauricio Sarri po przybyciu do Turynu chciał odpalić Khedirę z drużyny, póki nie zobaczył piłkarza na treningach. Skutkiem tego była zmiana perspektywy o 180 stopni i podpisywanie się rękami i nogami pod statusem „zawodnik pierwszej drużyny”. To z tych powodów umieszczam go tak wysoko w rankingu, wyżej choćby od Dybali.

Każdy z Was zdaje sobie sprawę, że nie da się dokładnie śledzić wszystkich meczów w Europie, a nawet w obrębie jednej ligi. Dlatego przed przybyciem Samiego do Włoch jedyne co słyszałem o piłkarzu to „odpad z Realu” lub „za darmo więc na pewno kiepski”. Pierwszy raz udało mi się zweryfikować zawodnika w towarzyskim spotkaniu z Lechią Gdańsk, gdzie pokazał się jako pomocnik świadomy jak powinna grać dobra „szóstka”. Tylko mecz towarzyski, a po spotkaniu wiedziałem, że w jego umiejętności nie mogę wątpić.

Największym problemem z niemieckim zawodnikiem było jego zdrowie. Przez kontuzje stracił miejsce w Realu Madryt i już nie wrócił do składu. Pierwsze dwa sezony pobytu w Turynie pod względem zdrowia wyglądały całkiem pozytywnie, natomiast im więcej wiosen upływało tym trudniejszy był powrót do formy sprzed kontuzji. Ostatni sezon, właśnie za Sarriego to całkowite wypadnięcie ze składu przez kontuzje i odejście za darmo do Herthy Berlin. W Bundeslidze też nie pograł zbyt wiele i zakończył karierę w 2021 roku.

Wspominając występy Niemca utkwiło mi w pamięci szczególnie spotkanie z Udinese zakończone zwycięstwem Bianconerich 6-2 i hattrickiem niemieckiego pomocnika. Był zawodnikiem najmniej posądzanym o możliwość zdobycia trzech trafień w jednym spotkaniu, a jednak żadne z nich nie było dziełem przypadku. Wspomniałem już o świetnym czytaniu gry Niemca? Doskonale wykorzystywał to w fazie defensywnej i w ogólnym rozbijaniu akcji przeciwników. Nigdy nie był spektakularny i nie został na pewno najlepszym defensywnym pomocnikiem w historii, lecz dzięki niemu Miralem Pjanić mógł skupić się na rozegraniu.


2. Niezastąpiony Juan Cuadrado

Pełne sezony w Juve: 7; Mecze; 267; Minuty: 15 226; Bramki: 24; Asysty: 61; Bramka co 635 minut, udział przy golu co 180 minut; Kartki; 60 żółtych, 3 czerwone – 2 bezpośrednie

Swego czasu trener Antonio Conte nie mógł przeboleć, że Juventus nie zawalczył o taką perłę z Fiorentiny. Kolumbijczyk wylądował na wyspach w Chelsea i podobnie jak ze 100 innych zawodników nie sprawdził się w ekipie The Blues. Sezon później już z Massimiliano Allegrim na ławce, Bianconeri sprowadzili przebojowego Cuadrado i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Przeciąganie transferu definitywnego na szczęście nie spowodowało, że ktokolwiek inny podkupił go Turyńczykom, a i sam zawodnik nastawiony był wyłącznie na Juve. Panie Conte, wystarczyło poczekać i nie grymasić o restauracji za 100 euro.

Jego umiejętności pozwalały w wielu spotkaniach zaufać Kolumbijczykowi w stu procentach i mieliśmy wiele radości z jego gry. Dlaczego mieliśmy, skoro wciąż jest w kadrze? Otóż w większości spotkań bieżącego sezonu Cuadrado nie dojeżdża fizycznie i nawet mentalnie do trudów spotkań na szczeblu Serie A. Jak jeszcze chwilami wystarcza to na słabszych przeciwników, tak już drużyny grające bardziej fizycznie czy po prostu lepiej, wyłączają atuty skrzydłowego/obrońcy i prowokują do popełniania błędów w defensywie.


Wskazałem wyżej niejednoznaczną pozycję Cuadrado w Juventusie. W rzeczywistości do poprzedniego sezonu Juan świetnie sprawdzał się na każdej pozycji po prawej stronie boiska. Jako skrzydłowy czy wahadłowy był niczym francuski TGV i jednym szybkim ruchem zostawiał przeciwników w tyle. Dorzućmy jeszcze do tego niezły drybling w jego wykonaniu oraz dobry strzał z dystansu i mamy kompletnego ofensywnego skrzydłowego. A przecież Cuadrado prezentował się też świetnie w obronie, występując czy to w czteroosobowym bloku obronnym, czy jako wahadło. Szybkość, zwinność i dobry start do piłki to coś, co w ostatnich sezonach coraz wyżej się ceni wśród obrońców w Europie, bowiem w teorii łatwiej jest naprawić własne błędy.

Mimo zauważalnie dużo słabszego sezonu i prawdopodobnym pożegnaniu z zawodnikiem, nie sposób nie docenić jego umiejętności i wkładu, zwłaszcza liczbowego, w wyniki Juventusu na przestrzeni sezonów. Nawet jeśli zdarzały mu się dziwne, głupie lub po prostu niewytłumaczalne decyzje i zachowania boiskowe, jak nieprzygotowane strzały, to jednak nie sposób przekreślić jego karierę. Zarówno Chelsea jak i Juventus zapłacili za niego śmieszne jak za ten poziom umiejętności pieniądze. Wydaje się, że dzisiaj w dobie angielskiej superligi poniżej 50 milionów nie dałoby się zejść. A tutaj w obie strony transfery zamknęły się w tej kwocie.

1. Paul Pogba czyli Il Polpo

Pełne sezony w Juve: 4; Mecze; 178 Minuty: 14 067; Bramki: 34; Asysty: 40; Bramka co 352 minuty, udział przy golu co 190 minut; Kartki; 27 żółtych, 1 czerwona (bezpośrednia).

Zanim zostanę spalony na stosie od razu zaznaczam, że biorę pod uwagę jedynie pierwszy transfer tego piłkarza do Juventusu. Tym bardziej, iż na samym początku określiłem w ramach jakich sezonów będziemy się tutaj poruszać. Głównym powodem umieszczenia Pogby na pierwszym miejscu jest stosunek jakości do ceny. Z Manchesteru United przyszedł nieopierzony, mający jeszcze gorącą głowę francuski talent. Il Polpo, czyli ośmiornica, zyskał swój przydomek przez wrażenie jakie sprawiał podczas dryblingu.

Paul miał być w teorii alternatywą dla jednego z trójki Marchisio, Pirlo, Vidal. W miarę upływu swojego pierwszego sezonu na półwyspie apenińskim i częstych nieobecnościach ww. zawodników wszedł na stałe do podstawowej jedenastki tym bardziej, że rósł z meczu na mecz. Debiutancki gol, po uderzeniu z opadającej piłki, przeciwko Napoli powoli potwierdzał jego klasę. Jednakże najbardziej w utkwiło mi w pamięci jego uderzenie z ponad 30 metrów przeciwko Udinese. Pamiętne krzyki Pogby z wymalowaną złością na twarzy w kierunku ławki rezerwowych to tylko obraz jaki był młody Paul. Tej miny więcej nie zobaczyłem, lub zwyczajnie nie pamiętam żeby kiedykolwiek się powtórzyła. Dalej kojarzę już tylko frajdę ze zdobywanych bramek. Wracając do gola przeciwko Napoli, okazuje się, że jedne z ładniejszych trafień notował właśnie strzelając tej ekipie.

Odejście do Manchesteru za 100 milionów euro było dla Francuza czymś w rodzaju powrotu do domu. Miał tam niezałatwione sprawy i coś do udowodnienia. Powrót na Old Trafford nie tyle był kompletną katastrofą co raczej zwyczajnie niezbyt udany. Po części było to spowodowane rotacjami na ławce trenerskiej i ciągłej zmianie wizji oraz struktury zespołu, a po części swego rodzaju „fatum” jakie spotyka zawodników po przybyciu do Manchesteru. Powiedzieć, że niejeden zgubił tam formę to nic nie powiedzieć. Obraz oceny Paula Pogby zamazuje nieco samo postrzeganie przez kibiców, którzy zapewne oczekiwali zawodnika o klasie i wpływie na grę co najmniej takim jak Cristiano Ronaldo czy Messi za swoich prime time’ów. Francuski pomocnik nie tylko nie był gorszy niż w ostatnich sezonach na półwyspie apenińskim, a wręcz na początku nawet lepszy. Weźmy pod uwagę statystykę kluczowych podań. We Włoszech średnia 1,1 kluczowych podań na mecz, natomiast już w United 1,38. Niby to tylko statystyki, ale skoro matematyka nie kłamie to ktoś miał zaburzone postrzeganie rzeczywistości, lub oczekiwał piłkarza, który zmiecie wszystkich w lidze.


Na łamach francuskiego dziennika „Le Figaro”, Pogba przyznał się do depresji z jaką zmagał się będąc w Anglii. Do tego stanu w dużej mierze przyczynił się Jose Mourinho, który odsunął Pogbę od roli wicekapitana mając zastrzeżenia do jego prowadzenia się. Portugalczyk niedługo później wyleciał z Old Trafford, a na Pogbie wciąż ciążyły te wydarzenia oraz rosnąca niechęć fanów Czerwonych Diabłów. Swoje dokładała również nienajlepsza sytuacja w kadrze, gdzie ego zawodników sięga zenitu i wielkie brawa dla Didiera Deschampsa za umiejętność poskładania tej paki.

Z drugiej strony nie uważam, że sam Paul jest bez winy. Odpowiednia umiejętność zarządzania grupą jaką są piłkarze zarabiający krocie to w mojej opinii coś co umknęło Mourinho. Zupełnie niedawno ogłosił wszem i wobec, że jego podopieczny, zawodnik Romy – Karsdorp nie nadaje się do występowania w tej koszulce. Ile błędów by nie popełnili piłkarze Bianconerich to nie przypominam sobie, by któregokolwiek tak publicznie potraktował Allegri. Francuz został we Włoszech niekwestionowaną gwiazdą i jako „superstar” wracał do Manchesteru. Nawet jeśli Max Allegri prezentuje defensywny futbol to w porównaniu do stylu Portugalczyka jest wręcz ofensywny. Pogba przyzwyczajony był do innej gry i innych relacji z drużyną w Turynie niż to co narzucał w Anglii Mou. Nie zatrybiło i efekty było widać jak na dłoni.

Pominąwszy konflikt z trenerem pojawiały się problemy zdrowotne piłkarza. Coraz częściej doznawał kontuzji i nawet jak wracał na murawę to nie był już tym game changerem co w Turynie. Przez bycie upartym i przekonanym o własnej nieomylności przegapił nie tylko mundial w Katarze, ale też większość bieżącego sezonu w Serie A. Dołóżmy do tego starcie pomiędzy rodzicielkami Pogby i Rabiota podczas ostatnich mistrzostw Europy, czy osobliwe sytuacje z powoływaniem szamana. Paul Pogba nie ma dobrej prasy i zdaje się, że po części nie jest uwielbiany w szatniach, ale spójrzmy na to inaczej. Paulo Dybala i Paul Pogba świetnie się ze sobą dogadywali. Widać Paul to nie pomidorowa, żeby go wszyscy lubili. Być może powodem tego jest pewien styl poruszania się po boisku, specyficznego „stąpania”, które może sprawiać mylne wrażenie nonszalancji. Anglicy chyba się na to złapali. Poza boiskowe problemy z rodziną piłkarza i konflikty z rodzeństwem niech pozostaną wisienką na szczycie tego dziwnego tortu.

34 gole zdobył dla Juventusu, w tym kilka szalenie istotnych, jak trafienia derbowe, czy zwycięskie choćby w spotkaniu z Sampdorią. Pogba swoją grą nie tylko pod bramką przeciwnika, ale przede wszystkim magią w środku pola był istnym game changerem w ówczesnym Juventusie. Trybuny kochają fantasistów i na pewno ponownie pokochają Pogbę, jak tylko na stałe zagości na murawie w białoczarnym trykocie.

Od czasu odejścia z Juventusu Francuza nie mieliśmy w kadrze pomocnika o takiej klasie. Powrót do Włoch to nie tylko szansa na odbudowanie siebie i zszarganej opinii wśród obserwatorów futbolu z całego świata, ale i okazja na zostanie legendą nie tylko Bianconerich, lecz i całego calcio. Swego czasu uważałem, że to jeden z największych talentów piłki kopanej na całym świecie. Okazję by zostać piłkarskim królem zmarnował zarówno on jak i osoby go otaczające. Wystarczyłaby inna decyzja jak powrót do popsutego Manchesteru United i mniemam, że pisałbym o zdobywcy co najmniej jednej złotej piłki. Zamiast tego wspominam piłkarza nietuzinkowego, genialnego technicznie i takiego, którego wspaniale jest obserwować we Włoszech. W końcu zbyt wielu fantasistów już tutaj nie ma.

Autor: Marcin Zalewski, Łukasz Faliszewski

Wyjazd na Juventus-Inter!

Subskrybuj
Powiadom o
10 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

1 rok temu

Oprócz Pogby, Dybali, Wojtka - nie ma graczy z Top-u. Khedira, Tevez czy Mandzukić grali u nas dobrze, ale nie byli już w swoim prime kiedy przychodzili do Juve (w sumie to Mandzukić nigdy nie był graczem z najwyższej półki). Lepszym pomysłem byłoby zestawienie z zawodnikami, którzy zostali ukształtowani przez Juve na najlepszych graczy globu.

1 rok temu

A gdzie Ronaldo?

1 rok temu

Brakuje Arturo Vidala, chyba nie widziałem piłkarza w ostatniej dekadzie, który zostawiałby tyle serca na boisku. W dalszym ciągu uważam również, że naszym najlepszym piłkarzem był Dybala, pośród tego tartaku który się przewinął przez naszą pomoc, to był najbardziej kreatywny pilkarz w kadrze. Można zarzucać mu kontuzje, brak goli w ważnych meczach itp ale kibice go kochali i był oddany Juventusowi. Szczęsny okazał się bardzo… Czytaj więcej »

Poke
Poke(@poke)
1 rok temu

Hmm bardzo fajne zestawienie. W pierwszej chwili oczywistym wydawał się brak Pirlo. Ale sprawdziłem, dołączył w sezonie 11/12 . Choć trochę szkoda ze dla niego nie poszerzyliscie zakresu czasowego. Bo według mnie byłby wtedy zdecydowanie na 1 miejscu. Poza tym w większości zupełnie się zgadzam z tym zestawieniem, może poza Cuadrado, umieściłbym go znacznie niżej. Choć to może przez pryzmat obecnej słabej… Czytaj więcej »

Lub zaloguj się za pomocą: