Wywiad z Roberto Pereyrą

Roberto Pereyra zaczynał w Mar del Plata, grając boso na pozbawionych trawy boiskach. To, że dzisiaj jest wyjątkowo uniwersalnym pomocnikiem, zawdzięcza także tamtym doświadczeniom. “Gdy w końcu zetknąłem się z profesjonalną piłką, wszystko wydawało się łatwiejsze”.


Roberto Maximiliano Pereyra to jedna z najmilszych niespodzianek sezonu 2014-2015. Zawitał do Turynu bogaty w doświadczenia z włoską piłką i w Juventusie wyjątkowo konsekwentnie demonstruje dobrą formę, nienaganną technikę i osobowość. W Starej Damie prowadzonej przez innego Massimiliano, trenera Allegriego, Pereyra gwarantuje solidność.

Masz dwa imiona i kilka przydomków. Jak najbardziej lubisz być nazywany?

Mówią na mnie Roberto, Robi, Max, Maxi, Tucumano… Najbardziej lubię słyszeć “Tucu”, to hołd dla miejsca, gdzie się urodziłem – San Miguel del Tucuman na północy Argentyny. Pamięć o tym, skąd się pochodzi, jest dla mnie bardzo ważna. Także dlatego, że właśnie tam odkryłem w sobie miłość do piłki nożnej.

Właśnie, piłka nożna. Gdzie nauczyłeś się grać?

Dorastałem w Mar de Plata, nad Atlantykiem. W mojej rodzinie piłka nożna od zawsze była pasją. Mój ojciec wciąż o niej mówił, mój starszy brat grał, zawdzięczam mu zresztą wiele dobrych rad. Gdy sam zacząłem przygodę z piłką, to właśnie on towarzyszył mi na treningach i wspierał. W moim domu wszyscy namiętnie kibicowali River Plate, zresztą nawet teraz jeśli tylko mamy taką możliwość, oglądamy ich mecze w telewizji. Kibicem nie przestaje się być nigdy. Zresztą dobrze znam również Teveza, on grał wtedy w Boca, więc można powiedzieć, że obecnie w Juventusie mamy małe argentyńskie derby. Ostatnio to oni przegrali i Carlitos będzie musiał postawić mi asado (argentyńskie danie narodowe, składające się z grillowanych mięs – przyp. red.).

Jakim graczem byłeś jako dziecko?

W Argentynie popularny jest futbol de potrero. To piłka grana na ulicach, nierównych poletkach, pełnych kamieni i pozbawionych trawy. Grywaliśmy na bosaka, ale nie przeszkadzało nam to. Kiedy widzisz nadlatującą piłkę, nie czujesz i nie widzisz nic poza nią. Nauczyłem się w ten sposób bardzo wiele – dryblingu, boiskowego sprytu, odwagi w rozgrywaniu piłki i w starciach z innymi zawodnikami. To bardzo żywiołowa gra, instynktownie nabywasz w niej wielu umiejętności. Gdy później stykasz się z prawdziwym futbolem, wydaje ci się znacznie prostszy.

Miałeś jakiegoś idola, na którym się wzorowałeś?

Tak, i duży wpływ na wybór miał mój ojciec. Ulubieńcem moim, jak i całej mojej rodziny był Ariel Ortega. Śledziliśmy jego występy także, gdy grał we Włoszech, w Sampdorii.


Czym była dla ciebie gra w River Plate? Ukoronowaniem snów z dzieciństwa?

To była wprost niesamowita satysfakcja. Ja jednak skupiam się głównie na przyszłości, wyznaczam sobie kolejne cele. Źle jest myśleć, że osiągnęło się szczyt. River Plate było dla mnie ważne, ponieważ udało mi się w wieku 18 lat zadebiutować w lidze. Istotna okazała się tez okoliczność, że testowano mnie na wielu różnych pozycjach. W tamtym okresie zdarzało mi się występować na lewej flance. Gdy myślę o tym teraz, wiem że była to pewna dodatkowa trudność, ale też okazja by nauczyć się czegoś nowego. Także dzięki tym doświadczeniom przyswoiłem sobie podstawę współczesnej piłki – umiejętność odnalezienia się w wielu różnych rolach. W pomocy ustawiano mnie właściwie wszędzie – bywałem ofensywnym pomocnikiem, środkowym, wreszcie skrzydłowym. Ja oczywiście najbardziej lubię atakować, ale też zdaję sobie sprawę, jak istotne jest zaangażowanie w odbiór piłki i bycie altruistą.

W bardzo młodym wieku przeprowadziłeś się do Włoch…

Dużo szybciej, niż się tego spodziewałem. Serie A była zawsze obecna w moich myślach, jeśli wybierasz zawód piłkarza, nie możesz nie interesować się jedną z najsilniejszych lig świata. Wprawdzie nigdy nie myślałem, że sprawy potoczą się tak szybko, lecz gdy tylko pojawiła się sposobność wyjazdu, nie miałem żadnych wątpliwości. Przedyskutowaliśmy to w rodzinnym gronie i byliśmy zgodni co do tego, że to może być okazja, która zdecyduje o mojej dalszej karierze.

Włoskie calcio przypomina w czymś swój argentyński odpowiednik?

We Włoszech zdecydowanie większą uwagę poświęca się taktyce. To zagadnienie w Ameryce Południowej właściwie nie funkcjonuje. Nie tylko ze względu na zapatrywania trenerów. To mentalność kibiców sprawia, że mecze piłki nożnej są popisami gry ofensywnej, indywidualnych umiejętności piłkarzy. Na boiskach w Argentynie czuć, że publiczność pcha cię do przodu, kibice są zadowoleni jedynie wówczas, gdy traktujesz mecz jak bitwę.

Jak odnalazłeś się w Udine?

Początki nie były łatwe. Powiedzmy to jasno: miasto jest fantastyczne, czujesz się w nim komfortowo, ale i tak miałem pewne problemy z aklimatyzacją. Dodatkowo bolesny był fakt, że nie grałem zbyt wiele. Niemniej jednak trener Guidolin zawsze mnie uspokajał przekonując, że dokonałem dobrego wyboru. Po jakimś czasie zauważyłem, że ciężka praca zaczyna procentować. To doprowadziło mnie do debiutu w Szkocji podczas meczu Ligi Mistrzów. Zagrałem w rozgrywkach, które zdarzało mi się oglądać w Argentynie i wydawały mi się wówczas nieosiągalnym celem… To było niezapomniane przeżycie. A potem nadeszły kolejne.


Twoje debiutanckie występy to w ogóle temat na interesującą opowieść.

To prawda. Mój pierwszy mecz w Serie A rozegrałem na Juventus Stadium. Padał śnieg i było niewyobrażalnie zimno. Zastąpiłem na boisku Islę i mówiąc szczerze, nie bardzo wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Zdecydowanie bardziej spokojny był mój debiut w barwach Juve, notabene w spotkaniu z Udinese. Gra przeciwko moim dawnym kolegom dała mi dużo satysfakcji – dobrze wiem, ile energii wkładają w każdy rozegrany w Turynie mecz. To było ekscytujące spotkanie, dla mnie stanowiło po części domknięcie pewnego cyklu, który otworzył mój przyjazd do Włoch.

Czego nauczyłeś się w Udine?

Szybkich kontr, podnoszenia głowy i rozglądania się za Di Natale… Tego, by nie tracić czasu, błyskawicznie myśleć jak najszybciej przemieścić się w kierunku bramki rywala, gdzie czeka wielki Toto. Byłem szalenie dumny, gdy powiedział mi, że jego zdaniem zasługuję na grę w Juventusie i że przypominam mu Vidala. Ze strony Di Natale był to olbrzymi komplement, nie spodziewałem się tego.

Gra w tak wielkim zespole jak Juve jest różni się znacząco od występów w Udinese?

Jeżeli myślę o presji, nie brakowało jej także w Udine. Włoska piłka od samego początku uczy cię brać na siebie odpowiedzialność, każdy mecz jest istotny, jesteś pod ciągłą obserwacją ze strony mediów, każdy twój ruch jest analizowany. Jednak w grze w Juventusie jest coś szczególnego: twoim obowiązkiem staje się zwyciężać w każdym meczu. Myśl o tym nie opuszcza cię przez cały tydzień. Całą energię poświęcasz na osiągnięcie tego celu. Ale tak jest lepiej. Gra z najlepszymi zawodnikami świata sprawia, że wszystko jest łatwiejsze. W Turynie nauczyłem się, że jeśli bacznie przyglądasz się wszystkiemu – zagraniom Andrei, nieustępliwości Carlitosa – i słuchasz wskazówek trenera, wszystko staje się możliwe. Również dlatego, że od razu zauważasz, iż nawet po trzech tytułach mistrzowskich nikt nie jest zaspokojony. Wolę kolejnych zwycięstw odczuwa się niemal fizycznie.

Poza przenosinami do Juventusu, innym ważnym wydarzeniem roku 2014 była gra w drużynie narodowej. Wróciłeś do Argentyny z tytułem wicemistrza świata… Jakie to uczucie?

Moja rodzina wciąż nie może w to uwierzyć. Widzą mnie grającego razem z Messim, Tevezem, Aguero… To fantastyczne! Musze podziękować za to także Juventusowi. Gra tutaj gwarantuje, że zostaniesz zauważony. Jest takie niepisane prawo – jeśli grasz dobrze w Juve, będziesz grał dobrze także w reprezentacji Argentyny. To dlatego otrzymałem powołanie. Bardzo tego pragnąłem, ale nie myślałem, że stanie się to tak szybko.


Szczerze mówiąc, już w spotkaniu Milan-Juventus zauważyłem, ze udało ci się wpasować w drużynę. To był trzeci mecz Serie A, pierwszy z naprawdę wielkim rywalem…

Nie potrafię określić, kiedy dokładnie się to stało. Interesuje mnie bardziej całościowa praca. Świetnie jest widzieć, że to co ćwiczymy na treningach później funkcjonuje w trakcie meczów. Ważne jest podejście do kolejnych spotkań, to że nasza forma rośnie. Dobry występ w jakimś konkretnym meczu jest ważny, ale to nie takie epizody sprawiają, że czujesz się zawodnikiem Juve. Musisz nad tym nieustająco pracować.

Skąd wziął się numer 37 na twojej koszulce?

Taki dano mi w River Plate, bez specjalnego uzasadnienia. Od tamtej pory stał się moim amuletem i wszyscy znajomi powtarzają mi, że nie powinienem go zmieniać.

Jak przygotowujesz się do występów?

Jestem spokojnym człowiekiem. Nie odczuwam szczególnego stresu, może poza pragnieniem, żeby moment rozpoczęcia meczu nadszedł jak najszybciej. Mieszkam w pokoju z Asamoah i wymieniamy się. Ja prezentuję mu muzykę argentyńską, którą uwielbiam, on z kolei pokazuje mi tę afrykańską. W ten sposób poznajemy wiele nowych kawałków, są wśród nich prawdziwe perełki. Gdy zbliża się moment wyjścia na boisku, ładuję sobie akumulatory energetycznymi rytmami. Potrzebuję rytmu. A potem już leci, pierwszy gwizdek i zaczyna się gra…

Autor: Paolo Rossi
Tłumaczenie: dhoine
Źródło: HJ Magazine (styczeń 2015)

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
11 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
Rasta Juve
Rasta Juve
9 lat temu

Jak przychodził do Juve to myślałem że jest trochę słabszy, ale na szczęście miło się zaskoczyłem ....

neXt___
neXt___
9 lat temu

"Kiedy widzisz nadlatującą piłkę, nie czujesz i nie widzisz nic poza nią" - czy De Ceglie również dorastał na kamienistych uliczkach argentyńskich miast? Bo ten cytat jest bardzo widoczny w jego grze, czemu zawdzięczamy jego słynne #rajdziki

J_Bourne
J_Bourne
9 lat temu

Ja skończyłem po "ardjan"

Kruczenzo
Kruczenzo
9 lat temu

"Roberto Maximiliano Pereyra to jedna z najmilszych niespodzianek sezonu 2014-2015. Zawitał do Turynu bogaty w doświadczenia z włoską piłką i w Juventusie wyjątkowo konsekwentnie demonstruje dobrą formę, nienaganną technikę i osobowość."

Po tym fragmencie skończyłem czytać.

szycha21
szycha21
9 lat temu

Ehhh... zwykły solidny grojek... Irytuje mnie strasznie jego brak inteligencji na boisku, ciągle podejmuje złe decyzje...

panlider
panlider
9 lat temu

Jedyne co mnie w nim denerwuje, to potworna nieskuteczność. Solidny gracz, ale raczej na ławkę, latem musimy się rozejrzeć za trequartistą z prawdziwego zdarzenia.

ewerthon
ewerthon
9 lat temu

ulubieniec pumexa ;>

pumex
pumex
9 lat temu

Faktycznie ten początek to trochę jak putinowksie "my z Ukrainą nic wspólnego nie mamy"

typkens
typkens
9 lat temu

Jak dla mnie może wrócić do Udinese, ale zapewne nie jest to możliwe...

bblackk
bblackk
9 lat temu

Zabierzcie mu buty, to może zacznie coś grać.

Maly
Maly
9 lat temu

"Wróciłeś do Argentyny z tytułem wicemistrza świata" - o co tu chodzi bo nie bardzo rozumiem?