Zaszczuty

Nieczęsto zdarza się zobaczyć przed kamerami płaczącego piłkarza. Jak Fabio Quagliarellę. W jego historię trudno byłoby uwierzyć, gdyby nie była prawdziwa.

W 2010 roku czuł się jak w raju. Jak piłkarz, który po latach tułaczki od klubu do klubu, od miasta do miasta zawitał wreszcie do domu i mógł założyć koszulkę, którą kochał od dzieciństwa. Koszulkę Napoli.

Przyjaciel rodziny

To już wtedy był klub z ambicjami, ale jeszcze niesięgającymi tak wysoko jak dziś. W kadrze przeważali Włosi z kapitanem Paolo Cannavaro na czele, jeśli byli cudzoziemcy, to mało znani lub na dorobku, jak Marek Hamsik i Ezequiel Lavezzi.

Quagliarella przyleciał z Udine na skrzydłach, żeby strzelać gole, zanim stało się to obowiązkiem Edinsona Cavaniego i Gonzalo Higuaina. Kosztował 16 milionów euro i dostał indywidualny kontrakt też niczego sobie, najwyższy w drużynie. Po początkowej zadyszce i przed zmianą trenera Roberto Donadoniego na Waltera Mazzarriego wyglądało to nad wyraz dobrze i zakończyło się szóstym miejscem Napoli i 11 golami najlepszego napastnika. Jednym zdaniem: ciekawe widoki na coś więcej w następnym sezonie. Kibice go uwielbiali, był w końcu jednym z nich, z tą różnicą, że jemu udało się zrealizować marzenia. Jednak ciekawszych widoków Fabio nie doczekał.

Jego zakazanym owocem w tym raju okazała się bardzo błaha sprawa, jaką była usterka komputera. Znajomy polecił mu swojego znajomego informatyka pracującego w policji, który tak szybko jak problem usunął, tak samo szybko wkradł się w łaski rodziny. Był uprzejmy i miły. Często rozmawiali przez telefon, spotykali się, bywał gościem w domu piłkarza i w domu jego ojca. Po pewnym czasie na oba adresy zaczęły przychodzić anonimowe listy z oskarżeniami i groźbami. Docierały prawie codziennie, czasem kilka, czasem kilkanaście w tygodniu. Fabio wyjmował z nich zdjęcia nagich dzieci, dowiadywał się, że jest pedofilem, kamorystą, dilerem narkotyków, oszustem. Ojciec dostał między innymi zdjęcie trumny ze zdjęciem syna i ostrzeżenia, że jeśli będzie kręcił się po okolicy, to połamią mu nogi. Co dla piłkarza byłoby podwójnie kłopotliwe. Jeden czy drugi list można było zlekceważyć lub całą sprawę obrócić w żart, ale każdy następny budził złość i strach. Pierwsze co zrobili, to zwrócili się o pomoc do zaprzyjaźnionego policjanta. I pętla na szyi Quagliarelli powoli się zaciskała.

Umundurowany przyjaciel przyjmował zgłoszenia, robił służbowe notatki, obiecywał, że nadał bieg sprawie i śledztwo zmierza do szczęśliwego finału. Zwodził miesiącami, które przeszły w lata. Listy i SMS-y niezmiennie przychodziły. Raffaele Piccolo – bo tak nazywał się stalker – dla dobra śledztwa zakazał panom Quagliarela upubliczniania sprawy i komunikowania się z kimkolwiek, zatem nawet najbliższa rodzina o niczym nie wiedziała. Polecił wyjmowanie listów ze skrzynki pęsetą i oddawanie do jego rąk własnych. Zwrócił się z prośbą o informowanie o wszystkim. Bawił się ich kosztem w kotka i myszkę. Z drugiej strony mnożył wątpliwości, od czasu do czasu rzucał podejrzenia na znajomych i sąsiadów. Fabio został zaszczuty, każdy wydawał mu się podejrzany, potencjalnie groźny, a tymczasem jego prawdziwy oprawca stał tuż obok i prawie śmiał mu się w nos.

Wyklęty z raju

Adresatem szkalujących napastnika listów było też Napoli. Ziarno oskarżeń zakiełkowało i klub postanowił pozbyć się kłopotu na rzecz Juventusu, oczywiście starannie ukrywając prawdziwe powody transferu. Wokół Quagliarelli rozpętało się drugie piekło. Kibice poczuli się zdradzeni przez swoje ziomka, jego uznali za jedynego winnego, osądzili, że dla pieniędzy sprzedał się Juventusowi. Palili jego koszulki, plakaty, kukły. Przeżył wszystko to co niedawno Gonzalo Higuain, tylko bardziej jako miejscowy i mający zakneblowane usta, który w poczuciu fałszywie wpojonego własnego dobra nie mógł się bronić. Obelgi leciały z każdej strony, a on nadstawiał drugi policzek. Napoli kochał nad życie, Neapol miało go za wroga publicznego numer jeden. Stalker zapewnił mu wilczy bilet.

Odejście w poczuciu krzywdy z Napoli i silna wola rehabilitacji miały dalsze reperkusje. Po trzyletnim pobycie w Juventusie znalazł zatrudnienie w Torino. Kiedy przyjechał z nim na San Paolo, po golu strzelonym z rzutu karnego wykonał gest z przeprosinami w stronę fanów gospodarzy. Za to śmiertelnie obrazili się kibice Toro i zmusili go do odejścia. A listy nadal przychodziły.

Jak wpadł chory policjant? Na jednym ze spotkań z ojcem piłkarza, prawdopodobnie dla wzmocnienia swojej wiarygodności, wyznał, że również otrzymuje SMS-owe pogróżki. Na prośbę seniora Quagliarelli, żeby pokazał, to porównają treści wyraźnie się zmieszał i odpalił, że już skasował. W głowie ojca zapaliła się lampka: jak to skasował? Usunął jeden z dowodów w sprawie, którą zajmuje się od lat?

Zadzwonił do syna, który podejrzeniom ojca nie dał wiary. Niezrażony starszy pan udał się do prokuratury, gdzie dowiedział się, że żadne z setek doniesień o popełnieniu przestępstwa nie zostało złożone, a śledztwa nigdy nie wszczęto. Wszystko lądowało w szufladzie albo w niszczarce policjanta. Od tego momentu nie trzeba już było wiele czasu, żeby postawić go w stan oskarżenia. Jednak dopiero w lutym 2017 roku zapadł wyrok pierwszej instancji: cztery lata i osiem miesięcy. Quagliarella wreszcie mógł się publicznie oczyścić i podać rzeczywiste powody swoich wyborów. Dlatego nie obeszło się bez łez.

Stalker zwichnął mu karierę, którą chciał zrobić w Napoli. Strzelać gole, grać w pucharach, walczyć o mistrzostwo, zostać kapitanem. Niedawno skończył 34 lata i ciągle wierzy, że dostanie drugą szansę. Neapolitańczycy czekają na niego z otwartymi ramionami. Teraz oni proszą o wybaczenie.

Autor: Tomasz Lipiński

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
putout
putout
7 lat temu

Szkoda Quaga, że akuarat oj trafił na takiego gnoja. Dziwne ze za wieloletni stalking koleś dostał tak niski wymiar kary. Chyba nawet w Polsce za uporczywe nękanie i groźby karalne dostalby więcej

rydwadydwa
rydwadydwa
7 lat temu

koleś powinien dostać co najmniej trzy razy taką karę - zniszczył Fabio najlepsze lata jego życia + ucierpiało na tym jego zdrowie psychiczne. Coś strasznego.

Franusss
Franusss
7 lat temu

Fabio bądź silny. Już po wszystkim!

Teraz rób swoje :), strzelaj gole.

arturjuve
arturjuve
7 lat temu

Smutne jak ktoś może zniszczyć życie a przy okazji karierę i marzenia drugiej osobie.. Niestety Napoli chyba w tej chwili nie potrzebuje Fabio.

Astarot
Astarot
7 lat temu

@putout
W Polsce to miałby zbieg stalkingu ew. z przywłaszczeniem funkcji .... maksymalnie do 3 lat pozbawienia wolności, w zależności od konstrukcji czynu może jeszcze maksymalne zagrożenie to byłoby 4,5 roku. W praktyce nikt nie orzekłby więcej jak 2 lata i to byłoby bardzo dużo jak na nasze warunki. Ze względu na ilość czynów stalkingu czy grozb, które nigdy nie przeradzają się w nic konkretnego czyny te są przez organy sprawiedliwości marginalizowane.

JuvePerSempre
JuvePerSempre
7 lat temu

Facet jest ewidentnie chory psychicznie i nigdy nie powinien wyjść z wariatkowa. Tacy są niebezpieczni dla otoczenia, nigdy nie wiadomo kiedy by mu odwaliło i by w końcu groźby wprowadził w czyny. Dożywotni kaftan dla takich.