Allegri – trener, który nigdy nie dostał szansy

Allegri Trener Ktory Nigdy Nie Dostal Szansy
Fot. ph.FAB / Shutterstock.com

Jurgen Klopp, Pep Guardiola, Diego Simeone czy Antonio Conte to tylko niektórzy z trenerów uchodzących za najlepszych na świecie w swoim fachu. Wszyscy są doceniani i chwaleni, ale jednocześnie każdy z nich musi mierzyć się z najtrudniejszym aspektami tej pracy, czyli presją i niemal nieustanną krytyką. Pamiętajmy wszak, że to właśnie panowie, dyrygujący swoimi drużynami zza linii bocznej, zawsze pierwsi zbierają cięgi za słabsze występy swoich podopiecznych, a przychylni im prasa i kibice potrafią szybko się od nich odwrócić i zapomnieć o pochwałach, jakie kierowali w ich stronę kilka tygodni wcześniej. Mimo tych problemów wielu menadżerów doczekało się statusu gwiazd, a ich usługi są cenione tak samo wysoko, jak umiejętności najbardziej utalentowanych piłkarzy. Jednocześnie uważam, że nie wszyscy znani trenerzy otrzymali czas i warunki, w których mogliby zaprezentować pełnię swoich umiejętności i warsztat. Jednym z takich szkoleniowców jest – moim zdaniem – Massimiliano Allegri. W poniższym tekście chciałbym wyjaśnić skąd wzięła się taka opinia. Swój wywód zacznę od analizy karier wymienionych na początku topowych trenerów, które potem zestawię z futbolową przygodą naszego szkoleniowca. Zapraszam do lektury!

Jurgen Klopp

Jurgen Klopp przed zmianą Mainz na Borussię Dortmund nie wygrał niczego z ekipą z Moguncji. Owszem objął drużynę, gdy ta była jeszcze w drugiej Bundeslidze i zdołał z nią awansować, ale ostatecznie, w przedostatnim sezonie swojego pobytu, ponownie spadł z ekipą do drugiej ligi. Z jednej strony była to w miarę udana przygoda, ale z drugiej ten spadek nie brzmi już tak pozytywnie.
Kolejnym przystankiem Niemca była Borussia Dortmund, z którą świętował pierwsze większe sukcesy. Działo się to przede wszystkim na rynku krajowym, ale udało się też awansować do finału Ligi Mistrzów, gdzie prowadzona przez niego drużyna uznała wyższość Bayernu. Ostatni sezon w BVB trzeba określić jako raczej nieudany — spadek formy u poszczególnych zawodników czy nietrafione transfery sprawiły, że trener wkrótce zmienił otoczenie i zameldował się na ławce Liverpoolu.

Przejście do The Reds w miejsce Brendana Rodgersa też nie przyniosło natychmiastowej fali dobrych wyników. Jednocześnie co roku ekipa z Anfield była wzmacniana zgodnie ze wskazówkami niemieckiego szkoleniowca. Pamiętam jak przed przybyciem Van Dijka Klopp skwitował: “On, albo nikt inny”. Takiej swobody i wsparcia zarządu potrzebuje każdy trener.

Zdaje sobie sprawę z tego, że drużyny pod wodzą Kloppa grają atrakcyjny futbol, ale gdyby nie dostał piłkarzy, o których prosił, to czy ekipa grałaby równie dobrze? Jego kłopoty w Dortmundzie i trudny początek w Anglii pokazują, że jednak nie do końca.

Pep Guardiola

Kolejnym wzmiankowanym przeze mnie trenerem z najwyższej półki jest Pep Guardiola. Hiszpan trafił do Barcelony będącej w kryzysie sportowym i od początku rozpoczął swoje suwerenne rządy, dość ściśle kontrolując przyzwyczajenia i tryb życia zawodników. Wprowadzone przez niego zasady sprawdziły się i — w połączeniu z jakością posiadanych piłkarzy — już w pierwszym sezonie pracy Pepa, pozwoliły na wygranie zarówno mistrzostwa Hiszpanii jak i Ligi Mistrzów. Czy udało mu się to wyłącznie ze względu na swoje umiejętności? Jestem pewny, że nie. Do preferowanego przez siebie stylu prowadzenia drużyny potrzebował on odpowiednich wykonawców.
Przygoda w Bayernie również była udana, ale już bez triumfu w Lidze Mistrzów. Bawarczycy zdobywali mistrzostwo kraju, ale tytuł ten jest dla ich kibiców czymś oczywistym, a brak sukcesu w Europie pozostawił duży niedosyt. Ten nie został zaspokojony także w kolejnym miejscu pobytu Guardioli, czyli Manchestrze City. Podobnie jak w poprzednich klubach Pep otrzymał tam duży zakres autonomii, a wielkie pieniądze pozwoliły mu zbudować drużynę na swoja modłę. Dzięki temu klub zdobywa tytuły i na stałe umocował się w europejskiej czołówce. Jednocześnie — patrząc na Guardiolę — widzę schemat podobny do tego znanego z pracy Kloppa. Ekipa Hiszpana wygrywa, bo jej świetny trener dostał zawodników, o których prosił.

Diego Simeone

Do tej pory omówiłem dwóch świetnych szkoleniowców, pod których batutą ekipy grają “piękny dla oka futbol”. By analiza była pełna należy jednak wzbogacić ją o trenera z zupełnie innej beczki, czyli Diego Simeone. Pomijając krótkie epizody w innych klubach, praktycznie cała kariera trenerska Argentyńczyka skupiona jest na Atletico Madryt. Pod jego wodzą Los Colchoneros zdobyli dwa mistrzostwa, dwa puchary Ligi Europy i dwa razy docierali do finału Ligi Mistrzów. Ile razy bym nie oglądał ekipy z Madrytu to nie zdarzyło mi się powiedzieć, że jest to widowiskowa gra. Bardziej pragmatyczna, defensywna i do bólu skuteczna. Taka jest drużyna Cholo Simeone. Złożył ją z zawodników, o których prosił i takich zawodników dostał przy aprobacie władz klubu. Przykładem takiego zawodnika jest Marcos Llorente mogący zagrać na wielu pozycjach. Takich piłkarzy szuka Simeone.

Antonio Conte

Jako ostatniemu chciałbym przyjrzeć się byłemu szkoleniowcowi Juventusu – Antonio Conte. Opiekun Tottenhamu posiada pewne cechy Simeone, ale jednocześnie ma własny styl pracy i pozwala podeprzeć moje wnioski na temat trenerów w niewykorzystany do tej pory sposób. Conte — podobnie jak inni omówieni przeze mnie menadżerowie — w każdym, prowadzonym przez siebie klubie z topu (Sienę pomijamy), i w reprezentacji otrzymywał wolną rękę w budowaniu zespołu. Istniała jednak pewna różnica. Były kapitan Starej Damy prędzej czy później zderzał się z brakiem funduszy, a jego autonomia w działaniu nie była tak szeroka, jak u innych. Taki splot czynników sprawiał, że szkoleniowiec zwykle zmieniał pracę w gęstej atmosferze. Tak było w Juventusie, Chelsea i Interze. W każdym przypadku Conte chodziło głownie o transfery, których chciał, a ich nie otrzymał. Mimo zdobywania mistrzostw krajowych, trener wszczynał kłótnie z zarządami klubów i pozostawiał po sobie niesmak. Jednocześnie, nawet, jeśli drużyny pod jego wodzą nie grały pięknie i jego przyzwyczajenie do danej taktyki mogło być na dłuższą metę męczące to trzeba przyznać, że dopóki dostawał wymaganych przez siebie piłkarzy, jego ekipy zwyciężały. Jest to kolejny dowód na potwierdzenie tezy, że więcej przestrzeni dla trenera owocuje odniesieniem sukcesu, a niektórzy menadżerowie uważają tę kwestię za tak ważną, że uzależniają od niej swój pobyt w danym miejscu pracy.  

Max Allegri

Poprzez przedstawienie warunków pracy kilku wybranych trenerów chciałem uwypuklić wpływ, jaki na ich późniejsze osiągnięcia ma współpraca z zarządem klubu przy przeprowadzaniu transferów. Mając już zarys tego, jak wygląda to u kilku najbardziej cenionych szkoleniowców, możemy porównać to z obecną sytuacją i pozycją Maxa Allegriego.

W bieżącym sezonie na Toskańczyka spada morze zastrzeżeń kibiców, które – przynajmniej częściowo — doskonale rozumiem, bo — jak wspomniałem wyżej — trener odpowiada za niesatysfakcjonujące wyniki. Jednocześnie jestem pewny, że w wypadku Maxa spotykająca go ostra krytyka, nie jest do końca zasłużona.

Pamiętajmy, że Allegri odziedziczył drużynę po słabym sezonie z Andreą Pirlo u sterów. Ekipa tego niedoświadczonego trenera nie grała na miarę oczekiwań, ale miała jednego zawodnika, którego Max nie ma, czyli Cristiano Ronaldo. Portugalczyk miał swoje wady, ale strzelał mnóstwo goli, a jako jego zastępcę Allegri otrzymał Moise Keana. Pozostawię tę kwestię bez komentarza. Dodatkowo Bianconeri już przed bieżącym sezonem mieli ogromne kłopoty w środku pola, starzejącą się defensywę i na dodatek osłabioną ofensywę. Chciałoby się powiedzieć “tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić”, ale zamiast telefonu do “sprawdzonych” ludzi, zaproponuję wam analizę pierwszej przygody Maxa w Juve. Posłuży nam ona do sprawdzenia jak wtedy wyglądały zagadnienia transferów i autonomii trenerskiej, które są głównym tematem tego tekstu.

Cofnijmy się zatem do czasów pierwszej przygody Maxa na stanowisku szkoleniowca Juventusu. Po pozostawieniu turyńczyków na lodzie przez Antonio Conte, włodarze zwrócili się w kierunku Toskańskiego szkoleniowca, który delikatnie rzecz ujmując średnio wypadł w starzejącej się i demontowanej rokrocznie ekipie Rossonerich. Środowisko kibicowskie nie było zadowolone z tego wyboru i dominowało w nim rozgoryczenie po odejściu legendy Juve. Po jakimś czasie okazało się jednak, że Allegri podołał zadaniu, a z ekipy prowadzonej przez Conte dało się — wbrew twierdzeniom tego trenera — wycisnąć jeszcze więcej. To był jeszcze moment, kiedy skład Juve był budowany rozsądnie.

Kolejny sezon przyniósł wyrwanie świetnych zawodników w osobach Pirlo, Vidala i Teveza, a zastępcy mimo bycia znakomitymi piłkarzami, nie byli na tym samym poziomie i nie mieli tej samej charakterystyki, co poprzednicy. Mimo tego, włoski szkoleniowiec poradził sobie na krajowym podwórku, a w klubie do dziś gra trzech zawodników kupionych w trakcie tamtego okienka. Do tego tylko Alex Sandro zaliczył widoczny zjazd formy, a Cuadrado czy Dybala mimo pewnych mankamentów stanowią często o sile drużyny. Być może romans Brazylijczyka z Włochami powinien się już skończyć.

W kolejnych sezonach Max Allegri dostawał coraz droższych piłkarzy, którzy w coraz mniejszym stopniu budowali zespół i stanowili o jego sile. Higuain został kupiony, aby udowodnić, że Juventus może w lidze wszystko, Douglas Costa rozegrał tylko jeden sezon na wysokim poziomie, Federico Bernardeschi, przy całym szacunku do tego zawodnika, to nie poziom Juventusu, a cała reszta piłkarzy łącznie z Cristiano Ronaldo zaliczała tylko krótsze bądź dłuższe epizody. Z mądrze budowanej drużyny doszliśmy do momentu opasłych kotów z podejściem opierającym się na liczeniu na umiejętności indywidualne Cristiano Ronaldo. Przyjście Portugalczyka miało rzecz jasna swoje plusy, jednak w perspektywie czasu jestem bardzo rozczarowany tym transferem.

Odejście Allegriego w 2019 roku po mistrzowskim sezonie, ale beznadziejnym dwumeczu z Ajaxem w Lidze Mistrzów nie było zaskoczeniem. Włodarze turyńczyków na czele z Pavlem Nedvedem marzyli o pięknie grającym Juventusie, a sam Toskańczyk mówił, że woli wygrywać i jeśli chcemy show to trzeba wybrać się do cyrku. Według doniesień medialnych rozłam w wizji budowy drużyny pogłębił się także przez chęć sprzedaży zawodników, dla których nie widział już przyszłości w klubie Allegri. Podobno drużynę mieli opuścić Dybala, Douglas Costa, Alex Sandro, Joao Cancelo i Mario Mandzukic. Jak się skończyło wiemy. Po latach możemy również ocenić, którzy z tych piłkarzy stanowią o obecnej sile swoich obecnych zespołów. Według mnie warunek ten spełnia tylko Joao Cancelo, którego Guardiola ustawił wyżej i idealnie wkomponował do SWOJEJ drużyny. Nawet Dybala, który w nowym rozdaniu ma być sercem zespołu, ma swoje problemy i mankamenty, związane z kontuzjami i problemami osobistymi, rzutujące na jego formę i przekładające się na kłopoty z podpisaniem nowego kontraktu.

Powyższe nie oznacza, że Allegri ograniczał się jedynie do skreślania piłkarzy. Gdy zastanawiam się nad zawodnikami, których trener urodzony w Livorno wykreował i promował, na myśl przychodzi mi jeden gracz – Mattia de Sciglio. Włoski obrońca na pewno nie jest tak wybitny technicznie, jak choćby wspomniany już Cancelo, ale w oczach szkoleniowca jest bardziej wartościowy. Boczny obrońca ma przede wszystkim bronić, a dopiero później atakować oraz przestrzegać założeń taktycznych, tak by drużyna nie straciła raz zdobytej przewagi. Dobrym przykładem braku balansu pomiędzy ofensywą, a defensywą jest według mnie PSG. Ekipa ta jest naszpikowana w ofensywie gwiazdami, które niechętnie angażują się w defensywę. Ten brak równowagi zwykle nie ma konsekwencji na krajowym podwórku i z ekipami wyraźnie słabszymi, ale już choćby mecz rewanżowy Ligi Mistrzów z bieżącego sezonu z Manchesterem City, który zagęścił środek pola, pokazał, że da się pokonać nawet takie gwiazdy. Wynik tego starcia świadczy o tym, jak ważna jest przemyślana strategia budowania drużyny. Czasem – by wygrywać – potrzebujesz w niej De Sciglio, a nie kolejnego znanego i medialnego napastnika. Szkoda tylko, że kontuzje zatrzymały rozwój tak obiecującego obrońcy.

Niestety, po zwolnieniu Allegriego, zarząd Juve zdawał się zapomnieć o tych zasadach. Poprzez rozpasane, zupełnie niepotrzebne transfery, sprzedawanie najważniejszych zawodników i nieumiejętne zastępowanie ich, chęć udowodnienia wyższości nad innymi oraz marzenie o “pięknej dla oka grze” drużyna straciła tożsamość i jakość. Zamiast zespołu budowanego zgodnie z wizją trenera, dostaliśmy — stanowiącą materializację zbyt śmiałych aspiracji zarządu — zbieraninę indywidualności, w której na finiszu każdy patrzył, co zrobi Cristiano Ronaldo. Z hegemona staliśmy się przeciętniakami. Mając te wnioski możemy zadać pytanie o to, jak w tej sytuacji może odnaleźć się trener oraz o jego indywidulany wpływ na kształt i wyniki ekipy, którą otrzymał. Skupienie na osobie Allegriego pozwoli nam odpowiedzieć czy nasz szkoleniowiec nie dostał nigdy możliwości zbudowania prawdziwie swojej ekipy, czy po prostu nie potrafił wykrzesać potencjału z grupy, którą dowodził. 

Wady Allegriego

Zamiast zacząć od wychwalania zalet włoskiego trenera postaram się skupić na jego, wytykanych przez wielu kibiców, wadach. Zacznijmy od powszechnego twierdzenia o przywiązaniu do jednej taktyki i nazywaniu Allegriego “betonem taktycznym”. Trener podczas pobytu na ławce Juventusu zwykle korzysta z modyfikowanego na wiele sposobów ustawiania 4-3-3. Może ono przejść w 4-2-3-1 lub 4-3-2-1, w którym wysunięty napastnik oprócz zdobywania bramek robił miejsce wchodzącym z drugiej linii pomocnikom, jak swego czasu robił to Arturo Vidal czy przede wszystkim podwieszony Paulo Dybala. Takie ustawienie taktyczne promuje rozciąganie linii środkowej i defensywnej przeciwnika nastawionego na grę z kontry. W przypadku, kiedy to Juventus jest drużyną grającą z kontry cofnięty zawodnik daje zaś możliwość sprawniejszego zagrania piłki napastnikom. Prosta i skuteczna piłka, wystarczy mieć do niej wykonawców.

Jednakże problemem w tej formacji był niewystarczający poziom zawodników w poszczególnych momentach. Kiedy Juventus miał dobrze zbilansowany środek pola, problemem były trochę słabsze boki obrony czy napad. Gdy zainwestowano w napad, kulała linia pomocy. Przykłady można podawać dalej. Zdaję sobie sprawę z tego, że “dobry trener trenuje i wygrywa tym co ma”, ale czy pięć mistrzostw Włoch i dwa finały Ligi Mistrzów w ciągu pięciu sezonów to słaby wynik? Ten i poprzedni sezon pokazuje, że i za takimi wynikami można zatęsknić bardzo szybko.

Drugim problemem związanym z Allegrim jest rzekome ograniczanie swobody piłkarzy ofensywnych, którego koronnym przykładem był Paulo Dybala. Argentyńczyk pod wodzą włoskiego taktyka przeplatał lepsze sezony z gorszymi, co potwierdzają przede wszystkim liczby. Im dłużej Allegri był na ławce, tym optycznie niżej ustawiony był Paulo. Na logikę można stwierdzić, że jest to ograniczanie fantasisty, natomiast zastanawiające jest, iż wraz z cofaniem Paulo klub dysponował coraz gorszymi zawodnikami i coraz gorzej zbalansowaną kadrą. Czy to wyłącznie wina Allegriego, że od topowego piłkarza oczekiwał coraz więcej?

Idąc dalej tropem ograniczania ofensywnych zapędów piłkarzy spróbuję skupić się na kilku najważniejszych ofensywnych graczach zespołu. Douglas Costa na boisku ustawiony był bardzo ofensywnie, ale zjadły go kontuzje. Federico Bernardeschi nigdy nie dorósł do poziomu Bianconerich, a aktualne zachwyty nad jego formą pokazują tylko, jak kiepscy piłkarze obecnie znajdują się w kadrze. Cristiano Ronaldo? A czy którykolwiek trener na świecie mógłby przeciwstawić się Portugalczykowi? Zostaje Joao Cancelo, którego oddanie do Anglii trudno ocenić jednoznacznie. Z jednej strony widzimy jak ważnym piłkarzem The Citizens stał się ten obrońca, z drugiej zaś pamiętamy, że stało się to w odpowiednim otoczeniu i kontekście piłkarskim i nie był to kontekst Juventusu. Być może Cancelo potrzebował Guardioli, a Guardiola Cancelo, a inne konfiguracje nie pozwoliłyby wydobyć z Portugalczyka maksimum umiejętności.

Warto podkreślić, że omawiany zarzut wobec Maxa bywa powtarzany także obecnie, a jego kolejną „ofiarą” ma być Federico Chiesa. Nie zgadzam się z tym. W mojej opinii Allegri odpowiednio postępuje z młodym Włochem, chcąc wycisnąć z niego maksimum potencjału i uczynić jeszcze bardziej przydatnym drużynie. Pokazał to między innymi mecz z Chelsea wygrany 1-0. Wciąż uważam, że problemem nie jest ograniczanie włoskiego skrzydłowego, ale źle zbalansowany zespół.

Pozostaje nam jeszcze wada numer trzy, czyli kwestia niestawiania na młodzież. W wizji kibiców jakoś się utarło, że Allegri nie umie wykorzystywać zawodników młodego pokolenia i nie daje im szansy. Ja sam jestem zwolennikiem stawiania na młodszych piłkarzy dopiero wtedy, gdy wynik jest lekko rozstrzygnięty lub gdy wpuszczenie młodzieżowca nie spowoduje spadku jakości gry zespołu. Problemem w dalszym ciągu jest, jak już do znudzenia powtarzam, kiepska i źle zbilansowana kadra. No dobrze, w aktualnym sezonie są jeszcze kiepska pozycja w lidze i niska forma wielu zawodników. Zaklinamy rzeczywistość twierdząc, że choćby Pellegrini jest lepszy niż Alex Sandro, ale skuteczność podań ma najniższą w drużynie. Obrońca! Życzymy sobie, by Kaio Jorge grał od pierwszej minuty w zespole, ale odstaje fizycznie i taktycznie od pozostałych zawodników. Juventus rozliczany jest na podstawie wyników, a te ostatnio są najważniejsze. Nie będziemy Bayernem czy wcześniej Barceloną, bo przy całym szacunku do Bundesligi czy Primera Division to ostatnie ekipy ligi włoskiej mają więcej argumentów do pokonania swoich mistrzów krajowych niż czerwone latarnie z Niemiec czy Hiszpanii. Paradoksalnie niekoniecznie taka Genoa czy Salernitana pokonałyby Stuttgart czy Levante.

Fot. ph.FAB / Shutterstock.com

I zupełnie jak Wy, drodzy Kibice, tak i ja ubolewałem nad trzymaniem na ławce Kaio Jorge, Marley’a Ake czy Matiasa Soule, jednocześnie obserwując “poczynania” Kulusevskiego czy Bernardeschiego. Jednakże to trener na co dzień widzi wszystkich na treningach i ostatecznie to on ocenia przydatność dla drużyny każdego z osobna. Skoro uważa, że ograny Kulu jest lepszą opcją w ataku niż młody Kaio Jorge, to widocznie, na nasze kibicowskie nieszczęście, ma rację. Szczerze mówiąc ogromnie się cieszę, że Szwed odchodzi w tym okienku, bo nawet jeśli odzyska formę w Tottenhamie, to po prostu Juventus to były dla niego zbyt duże buty. W końcu w Turynie nie możesz mieć tylko kilku fajnych zagrań w meczu, a presja rywala jest tu nieporównywalnie większa niż w Parmie.

O wiele bardziej przekonuje mnie solidność i przydatność dla zespołu i to mimo sympatii, jaką darzę wszystkich “fantasistów” futbolu. Prywatnie zawsze bardziej ceniłem Messiego niż Cristiano Ronaldo, ale w ostatecznym rachunku najważniejszy jest wynik. Wszyscy wiemy, że w Juventusie ten zawsze musi być pozytywny, a zwycięstwo jest jedyną rzeczą, która się liczy.

Po zimowym mercato, które według mnie było mistrzowskim w wykonaniu Juve, pożegnaliśmy trzech zawodników, którzy nie dość, że nie wpisywali się w taktykę Massimiliano Allegriego, to jeszcze popełniali masę szkolnych błędów. Bentancur często idiotycznie podawał piłki do przeciwnika, Kulusevski miewał elementarne problemy z przyjęciem piłki, natomiast Ramsey, och nie chcę nawet zaczynać tego tematu. Czy pomyłki tych zawodników są winą trenera? Zła optyka kazałaby stwierdzić, że Allegri wymagał za dużo od tych piłkarzy, ale nie można wymagać za dużo od zawodników Juventusu. Przecież to totalny idiotyzm.

Transfery do klubu są tym, co może pomóc Juve dostać się do top 4 i zapewnić sobie start w przyszłym sezonie Ligi Mistrzów. Ponadto odpowiednia postawa na mercato przynosi nam konieczne odmłodzenie składu. Przyjście Vlahovica to petarda, jakiej nie było od czasów De Ligta. Po ogłoszeniu transferu pojawiło się wiele opinii mówiących, że “Allegri ograniczy Serba i nie będzie on strzelać w Juventusie”. Totalna bzdura głoszona z niechęci do Toskańczyka. Z kolei Zakaria jest piłkarzem o typowej charakterystyce pożądanej przez Włocha i wierzę, że jego przyjście pozwoli uwolnić potencjał ofensywny Locatellego, który przez brak odpowiednich kolegów w drużynie musiał wykonywać bardziej defensywne zadania.

Opisane ruchy wskazują moim zdaniem, że zarząd zrozumiał swoje błędy i zaczyna działać w symbiozie z trenerem. Wygląda na to, że drużyna znów jest budowana zgodnie z życzeniami szkoleniowca, a nie przeciw nim. Wciąż ufam Allegriemu i naprawdę liczę na to, że doczeka się możliwości ukształtowania ekipy na swoją modłę. Jestem także pewny, że defensywny styl prezentowany dziś przez Bianconerich jest wynikiem źle zbilansowanej kadry, a nie nieumiejętnego ustawienia zespołu, natomiast odpowiednie transfery pozwolą nam ujrzeć takie Juve, jakie ma w głowie nasz szkoleniowiec. Być może właśnie teraz dostaje on szansę, której – w mojej opinii – wcześniej nie miał. Czas pozwoli zweryfikować moje tezy i okaże się czy Allegri może być porównywany do Kloppa, Guardioli, Simeone czy Conte. Do tej pory Toskańczyk nie miał warunków i zawodników, by w pełni pokazać swoją wizję, ale teraz w końcu otwiera się przed nim taka okazja. Wszyscy razem będziemy czekać na to, czy ją wykorzysta.

Autor: Marcin Zalewski

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

hunter
hunter(@krystiank)
2 lat temu

Nie ma się co spuszczać nad Maxem, on ma za dużo za uszami. Nie bez powodu Ibra w swojej książce napisał o Allegrim że ten się boi wygrywać śmiało jak i innowacji.

Pluto
Pluto(@pluto)
2 lat temu

Po pierwsze Allegri miał i dostawał graczy ściśle skrojonych pod swoją wizję. Matuidi, Khedira, Pjanic, Mandzukic to tylko najważniejsi. Po drugie cała rzesza wybitnych, technicznych graczy uciekala od niego i jego filozofii futbolu albo sam ich skreślał (jak oddanie nam Pirlo, jego największą zasługa dla Juve, bez której pewnie nie byłoby nowego cyklu). Po trzecie to właśnie za jego kadencji przychodzili Higuain, Ronaldo… Czytaj więcej »

Lub zaloguj się za pomocą: