Palcem po wodzie pisane?
Palcem po wodzie pisane?
Cisza, jeśli używana we właściwy sposób, może być niesamowicie silnym i skutecznym narzędziem komunikacji. Ktoś kiedyś powiedział, że “mowa jest srebrem, a milczenie złotem”. Być może właśnie to powinni sobie wziąć poważnie do serca szefowie urzędujący przy Corso Galileo Ferraris, kiedy następnym razem pomyślą o składaniu publicznych deklaracji na temat celów Juventusu na obecny sezon, ale i każdy następny.
Ostatnimi dniami dużo mówi się o kryzysie w turyńskim zespole. Bez względu na to, czy Juve rzeczywiście się w takim znajduje, czy też – jak zaklinają się kierownicy klubu – absolutnie nie ma o nim mowy, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że szefowie Bianconerich w pewnym stopniu mogą winić za ten stan rzeczy tylko siebie. Bo jak tu nie mówić o kryzysie, kiedy najpierw szumnie zapowiada się walkę o tytuł mistrzowski w tym sezonie, a potem po sześciu rozegranych meczach ma się na koncie jedynie dziewięć punktów…
Mimo tego, że oczekiwania wobec klubu z tak wspaniałą historią i takim składem zawsze są wysokie, zarząd Juventusu zrobił naprawdę niewiele, żeby ostudzić nieco ambicje zespołu, który – nie ukrywajmy – nadal jest w powijakach. Włodarze Starej Damy obiecali kibicom walkę o scudetto, tak jakby afera Calciopoli, degradacja do Serie B, czystki w zespole oraz konsekwencje z tym związane nigdy nie miały miejsca
“Tytuł mistrzowski nie jest dla na tematem tabu” – powiedział tego lata Claudio Ranieri. Po zwycięstwie nad zespołem Udinese w tym sezonie prezydent klubu, Giovanni Cobolli Gigli, oświadczył natomiast: “Wierzę, że ten Juventus jest w stanie powalczyć o scudetto!” Do tego na dokładkę Jean-Claude Blanc wyjawił, że zgodził się na wypłatę premii zespołowi, jeśli zakończą ten sezon na szczycie albo awansują do finału Champions League.
Czy złożyli obietnice bez pokrycia? Od lewej: Secco, Blanc, Cobolli Gigli
Bez względu na to, co tak naprawdę myśleli szefowie Juventusu, kiedy składali te wszystkie obietnice, dla fanów, dla których koszulka Juventusu jest niczym druga skóra, były i są to zapewnienia, jakie każdy z nich uznał za wiążące. Owszem, Ranieri i spółka również mają prawo do marzeń i nadziei, ale wszyscy oni stracili szansę na to, by obecny sezon potraktować raczej jako kampanię potrzebną na konsolidację drużyny lub jako okres służący temu, by wspiąć się na kolejny szczebel Serie A. Zamiast tego sami ustawili oczekiwania wszystkich dookoła na dosyć wysokim poziomie. A im wyżej się wejdzie, tym bardziej boli upadek.
Nikt nie wątpi w to, że obecna drużyna Bianconerich składa się z piłkarzy, którzy są bardzo dobrzy, o niektórych można wręcz powiedzieć, że stanowią elitę światowego futbolu. Ale, szczerze mówiąc, w drużynie są i tacy, których trzeba by nazwać co najwyżej przeciętnymi grajkami. Ilość nie zawsze idzie tu w parze z jakością, co sprawia, że – tak jak obecnie – kiedy zespół zderzy się z falą kontuzji, bezlitośnie odbije się to na postawie drużyny i wynikach przez nią osiąganych. Kombinacje rozwiązań stosowane choćby w środku drugiej linii zespołu stają się coraz bardziej pogmatwane, podczas gdy ciągle brakuje dobrych rozwiązań w formacji obronnej.
Nieobliczalność ligi włoskiej nie pozwala całkowicie wykluczyć zespołu Juventusu z walki o scudetto i z wymieniania ekipy Ranieriego wśród potencjalnych pretendentów do tytułu – w końcu póki co mają tylko cztery punkty straty do lidera. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że do tej pory Bianconeri nie dostarczyli nikomu wystarczająco solidnych podstaw do tego, by wierzyć w to, że obietnice, które złożył niegdyś znajdujący się obecnie pod ogromną falą krytyki zarząd turyńskiego klubu, nie pozostaną jedynie pustymi zapowiedziami, które nie znajdą odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Autor: Antonio Labbate
Źródło: www.channel4.com
Przetłumaczył: Mnowo